Debatować czy nie debatować? Oto jest pytanieCzas czytania: 20 min

Kazimierz Jodkowski

2023-10-03
Debatować czy nie debatować? Oto jest pytanie<span class="wtr-time-wrap after-title">Czas czytania: <span class="wtr-time-number">20</span> min </span>

Naiwny opis rzeczowej dyskusji

Sprawa wydaje się prosta. Jeśli istnieje jakiś spór, jakaś kontrowersja, to strony sporu, jeśli uczciwie dążą do prawdy, powinny usiąść przy stole, wyłożyć obiektywnie wszystkie argumenty za i przeciw i równie obiektywnie, używając logiki, sprawę rozstrzygnąć. Opis takiej dyskusji przedstawił Tadeusz Kotarbiński, jeden z najbardziej znanych filozofów i logików polskich:

Jakże inaczej wyglądają normy dyskusji rzeczowej, w której obie strony dążą rzetelnie do wyświetlenia prawdy! „Opowiedzmy się za tym, co zgodne z rzeczywistością – powiadają sobie uczestnicy takiego roztrząsania – nie dlatego, że ja to pierwotnie głosiłem, chociaż ty zaprzeczałeś, ani nie dlatego, że może było odwrotnie”. Kto chce wyświetlić prawdę, szuka też jej gorliwie w przeświadczeniach lub przypuszczeniach przeciwnika, niezgodnych początkowo z jego własnymi przekonaniami. Aby ją także i stamtąd wydobyć, stara się on pomóc przeciwnikowi w znalezieniu dla myśli słów najdokładniej ją wyrażających, stara się – jak to się mówi – zrozumieć przeciwnika lepiej, niż on sam siebie rozumie. Zamiast korzystać z każdego słabego punktu w jego argumentacji, aby sprawę przezeń bronioną pognębić (co właśnie usiłuje czynić erysta), uczestnik dyskusji rzeczowej dokłada starań, by wydobyć z tego, co głosi przeciwnik, jak najwięcej walorów dla wyświetlenia prawdy. Nie przeszkadza to pewnemu podziałowi pracy: „Ty będziesz próbował bronić swojej hipotezy, a ja swojej i zobaczymy, co z tego wyniknie. Ja będę próbował obalać twoje twierdzenia, a ty – moje. Próbujmy podważać w dociekaniu wszystko, gdyż w ten tylko sposób można wykryć to, co się podważyć nie da. To, co się ostoi, będzie prawdą wspólnie uznaną i niechaj ona się okaże jedynym w sporze zwycięzcą1.

 

Dlaczego ten naiwny opis jest błędny?

W tym roku w Polsce pojawiły się trzy okazje debatowania zwolenników teorii inteligentnego projektu z darwinowskimi ewolucjonistami. Najpierw 2 czerwca mieliśmy w Krakowie debatę „Inteligentny projekt w przyrodzie – iluzja czy rzeczywistość?”, w której po każdej ze stron uczestniczyli profesorowie spoza Polski, potem 12 września na Polskim Zjeździe Filozoficznym w Łodzi – panel dyskusyjny o inteligencji w przyrodzie i referaty na temat teorii inteligentnego projektu, a w końcu 6 października – debatę na Uniwersytecie Zielonogórskim na temat „Czy teoria ewolucji znajduje się w kryzysie?”.

Jest oczywiste, że nie każdy z każdym i nie na każdy temat może sensownie dyskutować. Do warunków sine qua non rzeczowej dyskusji między darwinowskimi ewolucjonistami a teoretykami projektu należy posiadanie tego samego przedmiotu dyskusji i obowiązywanie tych samych reguł w prowadzeniu sporu. Obie rywalizujące teorie – teoria inteligentnego projektu i darwinowska czy neodarwinowska teoria ewolucji – mają jednak odmienny przedmiot badań. Pierwsza zajmuje się formułowaniem skutecznych kryteriów rozpoznawania inteligentnego projektu oraz zastosowaniem tych kryteriów do jednostkowych przypadków. Druga interesuje się tym, jak w historii życia na Ziemi powstawały i zmieniały się różne formy życia. Mimo tej odmienności obie teorie mają punkty sporne, choć są też takie, na temat których sporu nie ma. Według teoretyków projektu istnieją w przyrodzie ożywionej takie struktury, których powstanie najlepiej można wyjaśnić przez odwołanie się do przyczyn inteligentnych. Ale według ewolucjonistów te struktury są tylko pozorem projektu. Jak napisał Richard Dawkins: „Biologia zajmuje się obiektami złożonymi, tworzącymi wrażenie celowego zamysłu”2.

Dawkins twierdzi, że te obiekty można wyjaśnić jakimś mechanizmem ewolucyjnym, w którym nie ma miejsca na inteligentne przyczyny (Karol Darwin pierwotnie mówił tylko o przypadkowej zmienności organizmów i nieprzypadkowym działaniu doboru naturalnego, dopasowującego organizmy do zmieniającego się środowiska, później jego następcy mechanizmy te doprecyzowywali i rozszerzali ich liczbę).

Warto zauważyć, że spory między teorią ID a neodarwinowskim ewolucjonizmem dotyczą tylko niewielkiej części tego, czym obie te teorie się interesują – ewolucjoniści nie przeczą na przykład, że da się wykryć zamierzony plagiat jakiegoś dzieła naukowego czy starannie zamaskowane morderstwo upozorowane na przypadkową śmierć, a teoretycy projektu nie kwestionują istnienia najrozmaitszych procesów ewolucyjnych, o których się mówi we współczesnym ewolucjonizmie.

Skoro przy okazji pewnych struktur lub procesów biologicznych – na przykład wici bakteryjnej czy kaskady krzepnięcia krwi – obie strony wypowiadają przeciwne sądy na temat przyczyn ich powstania, to wydaje się, że wystarczy to, by prowadzić owocną dyskusję. Ale czy rzeczywiście?

 

O epistemicznych układach odniesienia

Owocne spory naukowe można prowadzić pod warunkiem, że obie strony jednakowo rozumieją, czym jest nauka, na czym polega jej uprawianie. Uważa się powszechnie, że odpowiedzi na to pytanie daje tzw. kryterium demarkacji (odróżnienia nauki od nienauki lub nauki od metafizyki). Toczono spory, jak to kryterium wygląda – jedni filozofowie nauki proponowali empiryczną weryfikowalność, inni konfirmowalność albo falsyfikowalność, czyli ogólnie rzecz biorąc podkreślano decydującą rolę doświadczenia w uprawianiu nauki. Okazuje się jednak, że zwolennicy nawet tego samego kryterium demarkacji, np. empirycznej falsyfikowalności, jeśli mają odmienne poglądy teoretyczne, mogą zupełnie inaczej reagować w przypadku, gdy ich koncepcja znajdzie się w konflikcie z doświadczeniem, co wskazuje, że w określeniu naukowości musi istnieć jeszcze jakiś dodatkowy czynnik oprócz kryterium demarkacji, że dotychczasowe rozumienie kryterium demarkacji powinno być rozszerzone o ów czynnik.

Rozważmy to na przykładzie. W II połowie XX wieku popularne były do pewnego czasu w Stanach Zjednoczonych publiczne dyskusje między uniwersyteckimi profesorami biologii a kreacjonistami. Wśród tych ostatnich największą sławę zdobył Duane Gish, doktor biochemii, który takich publicznych debat odbył ponad 300, a w przeprowadzanych po debacie głosowaniach publiczności niemal zawsze uznawany był za zwycięzcę. Przyczyna zwycięstw Gisha była prosta. Jego przeciwnikami byli co prawda znakomici uczeni, znawcy wysokiej klasy, ale z natury rzeczy w dość ograniczonej specjalności, a dyskusja „ewolucjonizm czy kreacjonizm?” dotyczyła bardzo różnych zagadnień, nie tylko całej biologii, ale nawet chemii i fizyki. Niebagatelną rolę odgrywało również to, że Gish na takie debaty, choć toczyły się one na neutralnym gruncie, często na terenie uniwersytetu, zapraszał członków lokalnych fundamentalistycznych zborów protestanckich. Po pewnym czasie ewolucjonistom przeszła ochota na dyskusje z kreacjonistami.

Ale tu zwrócić chcę uwagę nie na to, kto wygrywał w debatach, bo to o niczym nie świadczy, lecz jak obie strony zachowywały się, gdy prezentowano im fakty niezgodne (lub które wyglądały wówczas na niezgodne) z głoszonymi przez dyskutanta poglądami. Naiwne rozumienie kryterium empirycznej falsyfikowalności sugeruje, że uczony w takim przypadku powinien swoje poglądy porzucić zgodnie z elementarnym prawem logiki zwanym modus tollendo tollens. Jednak nigdy tak nie było w omawianych przypadkach i niemal nigdy tak nie było i nie jest we wszystkich innych przypadkach sporów naukowych. Uczeni mogą dużo mówić o decydującej roli faktów, o podążaniu za faktami, dokądkolwiek one prowadzą3, ale gdy zetkną się z przeciwnymi faktami, wolą trwać przy swoich dotychczasowych koncepcjach. Karl Popper, który zaproponował falsyfikowalność empiryczną jako kryterium demarkacji, wiedział, że tak jest i wyjaśniał to dwiema przyczynami. Przede wszystkim uczeni wówczas, jego zdaniem, nie zachowują się jak trzeba, jak przystało na uczonego z prawdziwego zdarzenia, są zbyt mocno psychologicznie związani z akceptowaną teorią. Inną przyczyną trwania przy sfalsyfikowanych teoriach może być to, że falsyfikator, czyli niezgodne z teorią zdanie opisujące wynik obserwacji lub eksperymentu, nigdy nie jest pewny. Jego prawdziwość zależy od tak wielu czynników i założeń (filozofowie nauki mówią, że obserwacje są uteoretyzowane), że można w tę prawdziwość zwątpić i często późniejsze dzieje nauki pokazywały, że wątpiący w nie uczeni mieli rację. Dlatego inni filozofowie nauki mówili, jak Thomas Kuhn, że aby porzucić paradygmat, uczony musi dysponować paradygmatem alternatywnym, albo jak Imre Lakatos, że wszelka teoria pływa w oceanie anomalii i do porzucenia teorii wymaga się nie tylko falsyfikacji starej teorii, ale i potwierdzenia nowej, która ze starą rywalizuje.

Przyjrzenie się wspomnianym debatom ewolucjonistów z kreacjonistami pozwala zauważyć dodatkowy czynnik słabo rozpoznawany przez filozofów nauki. Gdy kreacjonistom młodej Ziemi przedstawiano oparte na metodach radiometrycznych fakty świadczące na całe rzędy wielkości większy wiek Ziemi niż przyjmowane przez nich 6–10 tysięcy lat, to natychmiast tworzyli oni nowe hipotezy, podważające wiarygodność owych metod. Te nowe hipotezy były, owszem, falsyfikowalne empirycznie i w razie potrzeby, gdy okazywały się niezgodne z faktami, były porzucane na rzecz jeszcze innych hipotez. Mogły być więc porzucone pod wpływem doświadczenia, tak jak chcą falsyfikacjoniści. Ale jednej rzeczy kreacjoniści nigdy nie porzucali i nie porzucą, dopóki są kreacjonistami – tego, co na temat stworzenia zostało napisane w Księdze Rodzaju (a raczej: własnego rozumienia tego, co tam napisano). Uprawianie nauki według kreacjonistów polega bowiem na tworzeniu teorii, które zgodne są z biblijnym zapisem stworzenia, polega na teoretycznym ratowaniu tego opisu.

Ten dziwaczny pogląd zawsze był przedmiotem drwin strony przeciwnej. Ale gdy się bliżej przyjrzymy postawie ewolucjonistów, to zauważymy, że oni mają również swoją „Księgę Rodzaju”, może nie tak rozbudowaną i nie tak widoczną, ale jednak istniejącą. Oni także pewnego przekonania nigdy nie porzucą. Nigdy nie porzucą mianowicie tego, że wydarzenia i struktury widoczne w świecie należy wyjaśniać, odwołując się wyłącznie do przyczyn z tego świata, a nie ze świata nadprzyrodzonego (niezależnie od tego, czy wierzą w istnienie tego nadprzyrodzonego świata). Postawa, jaką przyjmują ewolucjoniści, a także uczeni z innych dziedzin nauk empirycznych, nosi nazwę naturalizmu. Jeśli ktoś chce podkreślić, że metoda nauk empirycznych nie zaprzecza istnieniu sfery nadprzyrodzonej, to do słowa „naturalizm” dodaje przymiotnik „metodologiczny”, odróżniając ten naturalizm od naturalizmu metafizycznego (ontologicznego).

Naturalizm metodologiczny jest powszechnie stosowany w naukach przyrodniczych. Ten sposób rozumienia nauki jest względnie nowy i jest zasługą Karola Darwina. Wcześniej uczeni też stosowali wyjaśnienia naturalistyczne, ale mogli sporadycznie odwoływać się do wyjaśniania nadnaturalistycznego, np. przeddarwinowscy biologowie mówili o stworzeniu życia i człowieka, geologowie mówili o potopie, a Newton trwałość Wszechświata, czyli to, że pod wpływem grawitacji gwiazdy nie zleją się w jedno gorejące ciało, przypisywał działaniu Boskiej Opatrzności4. Dopiero Darwin stosował konsekwentnie wyjaśnianie naturalistyczne, powtarzając ciągle, że żadne inne nie ma charakteru naukowego.

Naturalizm to jeden z tzw. epistemicznych układów odniesienia (EUO), czyli zbiorów najbardziej podstawowych założeń, jak należy i jak nie należy uprawiać nauki. Historia myśli ludzkiej pokazuje, że naukę uprawiano w oparciu o różne EUO. Epistemiczny układ odniesienia jest przyjmowany arbitralnie. Nie da się go uzasadnić naukowo bez popełnienia błędu o nazwie petitio principii, bowiem żeby coś naukowo uzasadnić, trzeba już wiedzieć, na czym to polega, czyli znać EUO. Można jednak perswadować na jego rzecz. Oto przykładowa perswazja Darwina:

Zgodnie z powszechnym poglądem o oddzielnym stworzeniu każdego gatunku można tylko powiedzieć, że tak jest i że Stwórcy podobało się zbudować wszystkie zwierzęta i rośliny każdej wielkiej grupy według jednego planu; nie jest to jednak objaśnienie naukowe5.

Wyraziłem kiedyś opinię, że Darwin osiągnął większy sukces metanaukowy, w skłonieniu uczonych do naturalistycznego rozumienia nauki, niż w nauce, gdzie jego teoria ewolucji była poprawiana, modyfikowana i uzupełniana6. Podjęta przez kreacjonistów w II połowie XX wieku próba przywrócenia w nauce przeddarwinowskiego, nadnaturalistycznego EUO zakończyła się, jak wiadomo, niepowodzeniem. Dzisiaj mamy próbę narzucenia nauce nowego, genderowego EUO, według którego pewne fakty zależą nie od obiektywnego stanu rzeczy, ale od decyzji zainteresowanych osób. Nie wiadomo, czy ta próba zakończy się powodzeniem, ale jak dotąd rozwija się pomyślnie.

 

Skrajny naturalizm darwinowskiego naturalizmu

Dyskusje ewolucjonistów z kreacjonistami nie mają więc sensu, bo każda ze stron akceptuje inny epistemiczny układ odniesienia – naturalistyczny i nadnaturalistyczny. A jak jest w przypadku teorii inteligentnego projektu? Proponowane przez tę teorię kryteria rozpoznawania projektu dobrze się sprawdzają w sferze aktywności człowieka. Ich stosowanie nie wykracza tu poza świat naturalny. Jednak te same kryteria rozpoznawania projektu sugerują, że inteligentnie zaprojektowane są także pewne struktury, na przykład wewnątrzkomórkowe, które powstały, zanim na Ziemi pojawił się człowiek, więc nie mogą od niego pochodzić. Ale teoretycy projektu, identyfikując te struktury jako inteligentnie zaprojektowane, nie są w stanie wskutek braku dodatkowych danych podać, kim lub czym był ich inteligentny projektant. Każda próba zidentyfikowania tego projektanta musi się posiłkować jakąś filozofią lub teologią, a tym samym wykracza poza teren teorii ID. Czołowy teoretyk projektu, Michael Behe, tak pisał na ten temat:

[…] gdy argumentuję na rzecz projektu, kwestia tożsamości projektanta pozostaje otwarta. Możliwymi kandydatami do roli projektanta są: Bóg chrześcijański; anioł – upadły lub nie; platoński Demiurg; pewna mistyczna moc New Age; kosmici z Alfa Centauri; podróżnicy w czasie; lub całkowicie nieznana inteligentna istota. Oczywiście, niektóre z tych możliwości mogą wydawać się bardziej wiarygodne od tych, które opierają się na informacji z dziedzin innych niż dziedzina naukowa. Niemniej jednak, jeśli chodzi o tożsamość projektanta, współczesna teoria ID na szczęście powtarza powiedzenie Isaaca Newtona, hypotheses non fingo7.

Uważa on także, że zaprojektowane życie niekoniecznie wymaga nadnaturalnych zdolności, wymaga ono raczej dużej inteligencji. Jego zdaniem nie ma żadnej logicznej przeszkody, by uważać, że życie powstało lub może powstać wskutek aktywności zaawansowanej cywilizacji istniejącej gdzieś w Kosmosie8.

Skoro teoria inteligentnego projektu nie odwołuje się do przyczyn nadprzyrodzonych, to pozostaje na gruncie naturalizmu. Wygląda na to, że zarówno teoretycy ID, jak i teoretycy darwinowskiego ewolucjonizmu przyjmują ten sam epistemiczny układ odniesienia. Czy to znaczy, że dyskusja miedzy zwolennikami obu tych teorii nie napotyka żadnych przeszkód? Niestety, nie.

Ewolucjoniści bowiem nie przyjmują, wbrew swoim deklaracjom, wyżej sformułowanej zasady naturalizmu metodologicznego. Oni przyjmują jej skrajną postać – wykluczają w swojej dziedzinie badań istnienie czy działanie nie tylko przyczyn nadprzyrodzonych, ale także inteligentnych. Darwin tak pisał:

Stary […] argument o celowości w przyrodzie, który dawniej wydawał mi się tak przekonywający, upada obecnie z chwilą odkrycia prawa doboru naturalnego. […] Nie więcej jest, zdaje się, celowości w zmienności istot żywych i w działaniu doboru naturalnego niż w kierunku, w którym wieje wiatr9.

Łatwo zauważyć, że w wielu dyscyplinach naukowych oprócz odwoływania się do przypadku i konieczności identyfikuje się jednak także przyczyny inteligentne. Jest tak w archeologii, kryminalistyce, kryptologii, czyli nauce o szyfrach, a nawet w samej biologii, tyle że nieewolucyjnej, mówi się o genetycznie modyfikowanej żywności, plombach w zębach, by-passach, introdukcji gatunków roślin czy zwierząt w danym obszarze itd. Wszędzie można naukowo mówić o inteligentnych przyczynach, tylko nie w teorii ewolucji. W rozważaniach o pochodzeniu życia i jego form ewolucjoniści twardo przeciwstawiają się uwzględnianiu inteligentnych przyczyn, uważając przeciwne postępowanie za nienaukowe:

Tylko przypadek leży u źródła każdej zmiany wszystkich istot żyjących w biosferze. Czysty przypadek, zupełnie wolny, lecz ślepy10.

Teoria ewolucji postuluje, że w realnym życiu splatają się ze sobą przypadek i konieczność, losowość i determinizm. Fundamentalnym odkryciem Darwina było to, że istnieje proces, który jest twórczy, chociaż pozbawiony świadomości11.

Nie ma żadnych bogów, żadnego celu, żadnych nakierowanych na cel sił jakiegokolwiek rodzaju12.

Skrajnie naturalistyczne stanowisko ewolucjonistów uniemożliwia frontalną debatę między zwolennikami teorii ID a zwolennikami neodarwinizmu. Nie ma wspólnej płaszczyzny dla obu stron. Ewolucjoniści wykluczają nawet samą możliwość istnienia przyczyn inteligentnych w badanym przez siebie wycinku przyrody. Odbiegają tym samym od takiego rozumienia naturalistycznego EUO, jakie obowiązuje dzisiaj w całej pozostałej nauce. Warto wskazać, że tej skrajności nie ma w teorii ID.

Ewolucjoniści przyjęli w swojej dziedzinie taką definicję naukowości (skrajnie naturalistyczne EUO), która zapewnia im zwycięstwo, zanim jeszcze rozpoczną o nie walkę. W rezultacie w ewentualnej debacie teoretycy ID nie mogą wygrać, bo neodarwiniści nigdy nie zaakceptują wniosku o inteligentnym pochodzeniu, mogą zaś jedynie przegrać, gdy ewolucjoniści wykażą na przykład naturalne pochodzenie wici bakteryjnej. A ewolucjoniści odwrotnie – mogą jedynie wygrać i nie mogą przegrać. Phillip E. Johnson pisał, że stanowisko to przypomina następującą regułę przy rzucie monetą: jeśli wypadnie orzeł, ja wygrywam, jeśli reszka, ty przegrywasz. Co jest przyczyną tego nierozsądnie skrajnego stanowiska? Dlaczego postępowanie, naturalne we wszystkich innych naukach przyrodniczych, w dziedzinie pochodzenia życia i jego form jest przez darwinowskich ewolucjonistów z góry odrzucane jako nienaukowe?

Stawiam hipotezę, że odrzucanie przyczyn inteligentnych w sprawach pochodzenia jeszcze przed zbadaniem, jaki charakter mają występujące tam przyczyny, jest skutkiem mocnych pozanaukowych przekonań ideologicznych, a dokładniej: antyreligijnych. Darwin pisał:

Mam wrażenie (słuszne czy niesłuszne), że występowanie wprost przeciwko chrześcijaństwu i teizmowi nie znajduje u ludzi praktycznie żadnego oddźwięku; natomiast zwiększaniu wolności myślenia najlepiej służy stopniowe oświecanie umysłów, dokonujące się dzięki postępowi nauki. Zatem zawsze staram się nie pisać o religii, lecz skupiać się na nauce13.

Oczywiście, skupiać się na nauce odpowiednio zdefiniowanej. Tak, żeby niemożliwa nawet była teistyczna światopoglądowa interpretacja wyników badań naukowych; tak zdefiniowanej, żeby – parafrazując Johnsona – jeśli wypadnie orzeł, ateizm wygrywał, a jeśli reszka – teizm przegrywał. Bo, wbrew pokutującym tu i ówdzie przekonaniom, Darwin był stuprocentowym ateistą:

trzeba by bardzo oczywistych dowodów na to, aby jakiegokolwiek człowieka o zdrowym rozsądku skłonić do wiary w cuda, na której opiera się chrześcijaństwo […]. Stopniowo przestawałem wierzyć, by chrześcijaństwo było objawieniem boskim. […] Stopniowo coraz bardziej owładała mną niewiara, aż wreszcie dokonało się to całkowicie. […] Trudno mi doprawdy pojąć, że ktokolwiek mógłby sobie życzyć, aby wiara chrześcijańska była prawdziwa14.

Zdaniem Richarda Dawkinsa: „dopiero Darwin sprawił, że ateizm jest w pełni satysfakcjonujący intelektualnie”15. Oczywiście, nie ma niczego złego w tym, że uczony jest ateistą, podobnie jak nie ma niczego złego w tym, gdy jest wierzący. Wolałbym jednak, by nauce pozostawiono więcej swobody dla pozanaukowej przecież światopoglądowej interpretacji jej wyników, niż to robi jeden z lepiej znanych ewolucjonistów:

Stoimy po stronie nauki, mimo jawnej absurdalności niektórych jej rezultatów, pomimo porażki w spełnieniu jej wielu wygórowanych obietnic na temat zdrowia i życia, pomimo tolerancji społeczności naukowej dla niemających podstaw takich sobie bajeczek, stoimy po jej stronie z powodu apriorycznego oddania dla materializmu. To nie metody i instytucje nauki zmuszają nas do przyjęcia materialistycznego wyjaśnienia świata zjawisk, ale przeciwnie, materialistyczne nastawienie zmusza nas do apriorycznego odwoływania się do materialnych przyczyn, by stworzyć aparaturę badawczą i zbiór pojęć, przy pomocy których tworzymy materialistyczne wyjaśnienia, niezależnie od niezgodnych z nimi intuicji, niezależnie od tego, jak tajemniczo wygląda to dla niewtajemniczonych. Co więcej, materializm ten jest całkowity, nie możemy bowiem pozwolić, by Boska stopa przekroczyła próg nauki16.

W kosmologii uczeni bez problemu zaakceptowali teorię Big Bangu, chociaż można ją interpretować światopoglądowo – nie tylko naturalistycznie, ale także teistycznie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by biologowie przyjęli równie otwartą postawę jak kosmologowie, dopuszczając samo poszukiwanie przyczyn inteligentnych, niezależnie od tego, co sądzą o wynikach tych poszukiwań.

Kazimierz Jodkowski

 

Źródło zdjęcia: Pixabay

Ostatnia aktualizacja strony: 11.10.2023

Przypisy

  1. T. Kotarbiński, Kurs logiki dla prawników, PWN, Warszawa 1961, s. 187–188.
  2. R. Dawkins, Ślepy zegarmistrz czyli, jak ewolucja dowodzi, że świat nie został zaplanowany, tłum. A. Hoffman, „Biblioteka Myśli Współczesnej”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1994, s. 21.
  3. Por. K. Jodkowski, O podążaniu za faktami, dokądkolwiek one prowadzą. Na marginesie głównego argumentu Richarda Dawkinsa, „W Poszukiwaniu Projektu”, 30 czerwca 2021 [dostęp 2 X 2023].
  4. Por. G. Smoot, K. Davidson, Narodziny galaktyk, tłum. P. Amsterdamski, „Nauka u Progu Trzeciego Tysiąclecia”, Wydawnictwo CIS, Warszawa 1996, s. 35–36. Jednak Stephen Meyer uważa, że niesłusznie przypisuje się Newtonowi ten pogląd. Por. S.C. Meyer, Powrót hipotezy Boga. Trzy odkrycia naukowe ujawniające celowość Wszechświata, tłum. A. Gomola, „Summa”, Fundacja Prodoteo, Warszawa 2022, s. 619–630.
  5. K. Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, tłum. Sz. Dickstein, J. Nusbaum, „Arcydzieła Wielkich Myślicieli”, Altaya, De Agostini, Warszawa 2001, s. 502.
  6. Por. B. Borczyk i in., Dyskusja, w: Ewolucja. Filozofia. Religia, red. D. Leszczyński, „Lectiones & Acroases Philosophicae” III, 2010, s. 157–158 [155–172].
  7. M.J. Behe, The Modern Intelligent Design Hypothesis: Breaking Rules, w: J.P. Gills, T. Woodward, Darwinism Under the Microscope. How Recent Scientific Evidence Points to Divine Design, Charisma House, Lake Mary, Florida 2002, s. 130 [129–147] oraz w: God and Design. The Teleological Argument and Modern Science, ed. N.A. Manson, Routledge, London and New York 2003, s. 277.
  8. Por. M.J. Behe, Czarna skrzynka Darwina. Biochemiczne wyzwanie dla ewolucjonizmu, tłum. D. Sagan, „Seria Inteligentny Projekt”, Fundacja En Arche, Warszawa 2020, s. 284.
  9. K. Darwin, Autobiografia i wybór listów. Dzieła wybrane, t. VIII, tłum. A. Iwanowska, A. Krasicka, J. Połtowicz, S. Skowron, „Biblioteka Klasyków Biologii”, Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, Warszawa 1960, s. 43–44. Patrz też K. Jodkowski, Antyreligijny charakter Darwinowskiej teorii ewolucji, w: Genius vitae. Księga pamiątkowa dedykowana Panu Profesorowi Marianowi Józefowi Wnukowi, red. S. Janeczek, Z. Wróblewski, A. Starościc, Wydawnictwo KUL, Lublin 2019, s. 133–147 [dostęp 2 X 2023]; G. Malec, Teologiczne dylematy Karola Darwina, „Roczniki Filozoficzne” 2012, t. LX, nr 1, s. 67–85 [dostęp 2 X 2023].
  10. J. Monod, Chance and Necessity. An Essay on the Natural Philosophy of Modern Biology, Knopf, New York 1971, s. 110.
  11. F.J. Ayala, Największe odkrycie Darwina: projekt bez projektanta, tłum. N. Górska i in., „Filozoficzne Aspekty Genezy” 2012, t. 9, s. 8 [7–32], https://doi.org/10.53763/fag.2012.9.65.
  12. W. Provine, w: Darwinism: Science or Naturalistic Philosophy? A Debate between William B. Provine and Phillip E. Johnson at Stanford University, April 30, 1994, YouTube [dostęp 2 X 2023].
  13. List Karola Darwina do Edwarda Avelinga z 13 października 1880 roku, cyt. za: M. Shermer, Racjonalny ateizm, „Świat Nauki” 2007, nr 10, s. 22.
  14. K. Darwin, Autobiografia, s. 42–43.
  15. R. Dawkins, Ślepy zegarmistrz, s. 28.
  16. R.C. Lewontin, Billions and Billions of Demons (review of: Carl Sagan, “The Demon-Haunted World: Science as a Candle in the Dark”), „The New York Review of Books”, January 9, 1997, Vol. 44, No. 1, s. 44.

Literatura:

1. Ayala F.J., Największe odkrycie Darwina: projekt bez projektanta, tłum. N. Górska i in., „Filozoficzne Aspekty Genezy” 2012, t. 9, s. 8 [7–32], https://doi.org/10.53763/fag.2012.9.65.

2. Behe M.J., Czarna skrzynka Darwina. Biochemiczne wyzwanie dla ewolucjonizmu, tłum. D. Sagan, „Seria Inteligentny Projekt”, Fundacja En Arche, Warszawa 2020.

3. Behe M.J., The Modern Intelligent Design Hypothesis: Breaking Rules, w: J.P. Gills, T. Woodward, Darwinism Under the Microscope. How Recent Scientific Evidence Points to Divine Design, Charisma House, Lake Mary, Florida 2002, s. 129–147.

4. Borczyk B. i in., Dyskusja, w: Ewolucja. Filozofia. Religia, red. D. Leszczyński, „Lectiones & Acroases Philosophicae” III, 2010, s. 155–172.

5. Darwin K., Autobiografia i wybór listów. Dzieła wybrane, t. VIII, tłum. A. Iwanowska, A. Krasicka, J. Połtowicz, S. Skowron, „Biblioteka Klasyków Biologii”, Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, Warszawa 1960.

6. Darwin K., O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, tłum. Sz. Dickstein, J. Nusbaum, „Arcydzieła Wielkich Myślicieli”, Altaya, De Agostini, Warszawa 2001.

7. Dawkins R., Ślepy zegarmistrz czyli, jak ewolucja dowodzi, że świat nie został zaplanowany, tłum. A. Hoffman, „Biblioteka Myśli Współczesnej”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1994.

8. God and Design. The Teleological Argument and Modern Science, ed. N.A. Manson, Routledge, London and New York 2003.

9. Jodkowski K., Antyreligijny charakter Darwinowskiej teorii ewolucji, w: Genius vitae. Księga pamiątkowa dedykowana Panu Profesorowi Marianowi Józefowi Wnukowi, red. S. Janeczek, Z. Wróblewski, A. Starościc, Wydawnictwo KUL, Lublin 2019, s. 133–147 [dostęp 2 X 2023].

10. Jodkowski K., O podążaniu za faktami, dokądkolwiek one prowadzą. Na marginesie głównego argumentu Richarda Dawkinsa, „W Poszukiwaniu Projektu”, 30 czerwca 2021 [dostęp 2 X 2023].

11. Kotarbiński T., Kurs logiki dla prawników, PWN, Warszawa 1961.

12. Lewontin R.C., Billions and Billions of Demons (review of: Carl Sagan, “The Demon-Haunted World: Science as a Candle in the Dark”), „The New York Review of Books”, January 9, 1997, Vol. 44, No. 1, s. 44.

13. Lista Karola Darwina do Edwarda Avelinga z 13 października 1880 roku, cyt. za: M. Shermer, Racjonalny ateizm, „Świat Nauki” 2007, nr 10, s. 22.

14. Malec G., Teologiczne dylematy Karola Darwina, „Roczniki Filozoficzne” 2012, t. LX, nr 1, s. 67–85 [dostęp 2 X 2023].

15. Meyer S.C., Powrót hipotezy Boga. Trzy odkrycia naukowe ujawniające celowość Wszechświata, tłum. A. Gomola, „Summa”, Fundacja Prodoteo, Warszawa 2022.

16. Monod J., Chance and Necessity. An Essay on the Natural Philosophy of Modern Biology, Knopf, New York 1971.

17. Provine W., w: Darwinism: Science or Naturalistic Philosophy? A Debate between William B. Provine and Phillip E. Johnson at Stanford University, April 30, 1994, YouTube [dostęp 2 X 2023].

18. Smoot G., Davidson K., Narodziny galaktyk, tłum. P. Amsterdamski, „Nauka u Progu Trzeciego Tysiąclecia”, Wydawnictwo CIS, Warszawa 1996.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *



Najnowsze wpisy

Najczęściej oglądane wpisy

Wybrane tagi