Naturalizm metodologiczny. Reguła, której nikt nie potrzebuje lub nie przestrzegaCzas czytania: 17 min

Paul Nelson

2019-11-25
Naturalizm metodologiczny. Reguła, której nikt nie potrzebuje lub nie przestrzega<span class="wtr-time-wrap after-title">Czas czytania: <span class="wtr-time-number">17</span> min </span>

Niedawno na portalu BioLogos opublikowano ostatnie części (3 i 4) napisanej przez Roberta Bishopa recenzji książki Darwin’s Doubt [Wątpliwość Darwina]. Chociaż dyskusja na portalu BioLogos dobiega końca, w swojej recenzji Bishop podnosi kwestie, które domagają się odpowiedzi, ponieważ założenia kryjące się za jego stanowiskiem przyjmowane są przez dużą liczbę naukowców i filozofów zarówno na uniwersytetach świeckich, jak i religijnych. Jest prawdopodobne, że gdyby tych fałszywych założeń nie poddano krytycznej analizie, nadal wywierałyby one wpływ na debatę.

Szczególnie jedno zagadnienie zasługuje na szerszy komentarz: rola naturalizmu metodologicznego (który będę dalej określać skrótem NM) jako reguły badań naukowych. Ocena roli NM może prowadzić do osobliwych sytuacji. Niektórzy teiści, tacy jak Bishop lub filozof Hans Halvorson z Princeton University, opowiadają się za tą doktryną, a z drugiej strony pewni ateiści i agnostycy – na przykład Maarten Boudry i jego współpracownicy (2010, 2012), Sahotra Sarkar (2011) lub Bradley Monton (2009) – argumentują przeciwko niej. To, jak Bishop posłużył się NM w ramach swojej krytyki książki Darwin’s Doubt, uzmysławia, jak wiele dzieli jego stanowisko od poglądów teoretyków projektu. Dzieli ich naprawdę dużo, ale porozumienie między nimi wciąż jest możliwe. Mam nadzieję, że moja odpowiedź pomoże objaśnić stanowisko teoretyków projektu i wskaże, co obszerniejsza analiza NM może dać nam w przyszłości.

 

Czym nie jest (i nigdy nie był) naturalizm metodologiczny

W książce Darwin’s Doubt Stephen Meyer argumentuje, że wnioskowania prowadzące do wniosku o przyczynowości inteligentnej, mimo że są zasadne w świetle danych dotyczących eksplozji kambryjskiej, wchodzą w konflikt z dictum naturalizmu metodologicznego. Meyer definiuje NM następująco:

naukowcy powinni przyjąć założenie robocze, zgodnie z którym wszystkie cechy świata przyrody da się wyjaśnić działaniem przyczyn materialnych bez odwoływania się do celowej ingerencji czynnika inteligentnego, posiadającego umysł lub świadomość1.

W dalszej części książki Meyer wyjaśnia, że nietrudno jest dostrzec zgubną słabość NM: „jeśli badacze już z samej zasady [to jest na mocy NM] odmówią rozważenia hipotezy projektu, to oczywiście przeoczą wszystkie potencjalnie potwierdzające ją dane empiryczne”2. Nie można poddać pod ocenę danych empirycznych przemawiających za lub przeciwko hipotezie, którą wykluczono a priori. Z tego i innych powodów teoretycy projektu postrzegają NM jako przeszkodę na drodze do zdobywania wiedzy, a więc jako regułę metodologiczną, bez której byłoby nam lepiej.

Bishop nie dostrzega słabości NM. Wręcz przeciwnie – jego zdaniem „naturalizm metodologiczny jest wyrazem sposobu prowadzenia badań naukowych, jaki obowiązywał jeszcze przed nastaniem Rewolucji Naukowej”3. Reguła NM – czyli według niego racjonalne i filozoficznie neutralne ograniczenie – stanowi po prostu podejście do badań naukowych, w myśl którego „zjawiska biologiczne należy rozpatrywać na ich własnych zasadach, co umożliwi zrozumienie ich rzeczywistej natury”4.

Któż by się nie zgodził z tym optymistycznym sformułowaniem NM? Doprawdy nikt, a z pewnością nie Stephen Meyer ani którykolwiek inny teoretyk projektu. No cóż: jeśli zjawiska związane z eksplozją kambryjską rzeczywiście wskazują na inteligentny projekt (ID), to oczywiście powinniśmy spróbować wyjaśnić je, jak stwierdził sam Bishop, „na ich własnych zasadach, co umożliwi zrozumienie ich rzeczywistej natury”4. Przy takim postawieniu sprawy teoria ID i NM byłyby ze sobą w pełni zgodne, a niniejszy artykuł by nie powstał.

Dalsza część recenzji Bishopa jasno wskazuje jednak na to, że w istocie nieco inaczej rozumie on NM. Twierdzi on, że zjawiska należy interpretować i wyjaśniać wyłącznie przez odwołanie do przyczyn materialnych lub fizycznych, jakiekolwiek by one były. Z całego obszaru wyjaśnień biologicznych Bishop kategorycznie wyklucza przyczynowość sprawczą, czy przyczynowość pochodzącą od umysłu, i ogranicza wnioskowanie o działaniu inteligencji do aktywności człowieka. Argumentuje on, że „istota inteligentna stanowi presupozycję zewnętrzną względem biologii komórkowej i ewolucyjnej. Inteligencję należy wprowadzać z zewnątrz”4. W związku z tym, jeżeli teoria inteligentnego projektu postuluje przyczynowość sprawczą w celu wyjaśnienia jakiegoś zjawiska biologicznego, to jest to pogwałcenie dobrze określonych granic nauk przyrodniczych, któremu według Bishopa „słusznie sprzeciwiają się biologowie”4. Reguła NM została więc naruszona.

Zauważmy przede wszystkim, że Bishop zupełnie nie rozumie podstawy argumentu Stephena Meyera na rzecz teorii inteligentnego projektu. To prawda, że działanie inteligencji, na które powołuje się Meyer w celu wyjaśnienia pochodzenia informacji obecnej w zwierzęcych formach życia, jest „zewnętrzne” względem funkcjonowania komórek tych organizmów. Inteligencja odpowiedzialna za powstanie laptopa również jest zewnętrzna w stosunku do niego. Nie znaczy to jednak, że Meyer przyjmuje „presupozycję”, iż czynnik „zewnętrzny względem sfery biologii komórkowej i ewolucyjnej”4 spowodował powstanie informacji, która pojawiła się w trakcie kambryjskiej eksplozji zwierzęcych form życia. Meyer w istocie wnioskuje, że tę informację wytworzył inteligentny projektant zewnętrzny wobec cech komórek i zwierząt, a wnioskowanie to oparte jest na naszej wiedzy o związkach przyczynowo-skutkowych i bogatych w informację strukturach obecnych w układach ożywionych. Ponieważ – jak argumentuje Meyer – inteligencja czy aktywność umysłu jest jedyną znaną przyczyną powstawania dużych ilości funkcjonalnej lub wyspecyfikowanej złożoności, zwłaszcza gdy ma ona postać cyfrową, to najlepszym wyjaśnieniem powstania olbrzymiej ilości informacji w okresie kambryjskim jest aktywność inteligentnego projektanta. Inteligencja nie jest presuponowana, lecz wnioskuje się o niej na podstawie tego, co wiemy o przyczynie – a w istocie o jedynej znanej przyczynie – wyspecyfikowanej informacji.

Zauważmy ponadto, że NM w ujęciu Bishopa prowadzi do uznania, iż dane empiryczne są zupełnie nieistotne. Jeżeli naukowcy muszą dostarczać wyjaśnień materialistycznych lub fizykalnych dla wszystkich zjawisk, bez względu na dane empiryczne, to nie mają już pola manewru. Zobowiązani są do tego, nawet jeśli dane empiryczne silnie przemawiają na rzecz hipotezy projektu. To aprioryczne sformułowanie NM sprawia, że badania empiryczne stają się farsą, ponieważ żaden wynik badań nigdy nie może zostać podany w wątpliwość: wyjaśnieniem zawsze musi być jakaś przyczyna materialna lub fizyczna. Jeśli nie uda się takiej przyczyny znaleźć, to trzeba się bardziej postarać – należy po prostu szukać do skutku. To właśnie (rzekomo) zawsze robili naukowcy.

 

Niewłaściwe ujęcie historii prowadzi do przyjęcia niewłaściwej filozofii

Naukowcy nie zawsze jednak tak postępowali, a obecnie (jak wyjaśnię dalej) także nie przestrzegają NM, z wyjątkiem tych sytuacji, kiedy zamierzają zaatakować zwolenników teorii inteligentnego projektu. Jak wskazuje własny artykuł naukowy Bishopa na temat NM (wystarczy przeczytać na przykład przypis 36 dotyczący poglądu Roberta Boyle’a na temat inteligentnego zaprojektowania zwierząt), czołowi przedstawiciele rewolucji naukowej nie uważali, że muszą ograniczać się wyłącznie do wyjaśnień materialistycznych lub fizykalnych. Przykładowo Isaac Newton zawarł argumenty na rzecz inteligentnego projektu zarówno w Optyce, jak i Principiach. W scholium ogólnym do Principiów argumentował na rzecz inteligentnego zaprojektowania Układu Słonecznego, za podstawę biorąc precyzyjne dostrojenie położenia planet. Stwierdził on, że:

Zachowują one [planety] swoje orbity na mocy praw grawitacji, ale z całą pewnością prawa te nie mogą wyjaśnić, w jaki sposób znalazły się one na tych orbitach. […] Ten najbardziej wyrafinowany i subtelny układ Słońca, planet i komet nie mógłby powstać bez wyprzedzającego go zamysłu i kierownictwa pewnej inteligentnej i wszechmocnej Istoty5.

Cała masa danych historycznych rzeczywiście potwierdza, że NM stał się rzekomą filozoficzną konwencją w biologii dopiero po długiej walce. A nie trzeba przecież walczyć o doktrynę, którą wszyscy już akceptują.

Co więcej, rewolucja darwinowska nie miałaby w ogóle sensu, gdybyśmy twierdzili, że NM kierował wyjaśnieniami naukowymi setki lat przed narodzinami Darwina. We wstępie do O powstawaniu gatunków Darwin dokonał przeglądu istniejących opinii uczonych (można niemal usłyszeć jego ciężki oddech powodowany obawami) na temat „poglądu wyznawanego dotychczas przez większość przyrodników i podzielanego dawniej przeze mnie, a mianowicie, że każdy gatunek został stworzony oddzielnie”6. Darwin znalazł wokół siebie niewielu, o ile jakichkolwiek, znaczących zwolenników swojej materialistycznej teorii.

Czy ci „kreacjonistyczni” przyrodnicy uprawiali naukę? Odpowiedź brzmi: „tak”, chyba że sprawa zostanie przesądzona z góry i naukę utożsami się z NM. Jednak naukowcy w czasach Darwina nie prowadzili badań w ramach NM. W 1859 roku hipoteza inteligentnego projektu była nie tylko realną możliwością empiryczną, ale i powszechnie uważano, że stanowi ona najlepsze wyjaśnienie pochodzenia istot żywych. Darwin musiał natomiast opracować „długi szereg dowodzeń”7 przeciwko niej. Sytuacja ta nie mogłaby mieć miejsca, gdyby NM już obowiązywał.

Istnienie właściwej nauki, która przed Darwinem i po nim uprawiana była poza ramami NM, wskazuje na to, że reguła ta nie jest koniecznym warunkiem dokonywania odkryć ani systematyzacji wiedzy empirycznej. W gruncie rzeczy jedyną rzeczywistą motywacją dla utrzymywania NM jest powstrzymanie dysydentów. Reguła ta ma stanowić uniwersalną broń przeciwko takim ideom jak teoria inteligentnego projektu, szczególnie wtedy, gdy pojawiają się kłopotliwe dane empiryczne. Każda uniwersalna reguła, choć przydatna w wielu trudnych momentach, ostatecznie sama ukazuje własną tendencyjność. Kto chciałby grać w lidzie piłkarskiej, w której zawsze, niezależnie od wyniku, wygrywa tylko jedna drużyna?

Krótko mówiąc, NM nigdy nie stanowił jedynego sposobu uprawiania nauki. Nauka – dziedzina badań empirycznych – świetnie radzi sobie sama, o ile tylko nie wykluczy się ciekawości, danych empirycznych i testowalności.

 

Nieprzestrzegana reguła

Nie jest też prawdą, że NM obowiązuje współcześnie, chyba że w oficjalnych kontekstach (takich jak sądy federalne lub oświadczenia państwowych organizacji naukowych), w których potrzebne są definicje umożliwiające ustalenie, czy dana idea ma charakter „naukowy”. Wcześniej zwróciłem uwagę na to, że NM jest rzekomą regułą w biologii – „rzekomą” (czyli domniemaną, ale nie rzeczywistą) o tyle, o ile w treści i praktyce naukowej da się dostrzec powszechne występowanie koncepcji i kategorii teologicznych.

Ironią – rzadko dostrzeganą, a mimo to bardzo ważną – jest to, że biologia ewolucyjna to aktualnie nauka najbardziej uwikłana teologicznie. Takie książki, jak Ewolucja jest faktem (2009)8 Jerry’ego Coyne’a lub Inside the Human Genome (2010)9 [Wewnątrz genomu ludzkiego] Johna C. Avise’a, teologią są na wskroś przesiąknięte. Mądry stwórca, powiadają Coyne, Avise i liczni inni biologowie ewolucyjni, nie stworzyłby tej lub tamtej struktury, a więc muszą być one rezultatem ewolucji drogą niekierowanych procesów. Coyne i Avise, podobnie jak wielu innych zwolenników teorii ewolucji już nawet od czasów samego Darwina, przedstawiają dużo argumentów typu „Bóg nie zrobiłby tego w ten sposób”. W związku z tym argumenty na rzecz stwórczej mocy doboru naturalnego i losowych mutacji uzależniane są od niejawnych teologicznych założeń dotyczących charakteru Boga oraz wiedzy o tym, co Bóg (gdyby istniał) najprawdopodobniej by zrobił, a czego nie.

Zgodnie z najczęstszą odpowiedzią na krytykę tego typu ugruntowanych w teologii argumentów biologia ewolucyjna została zmuszona do uwikłania się w kwestie pozanaukowe przez upartą religijną opozycję wobec teorii ewolucji. Utrzymuje się, że to kreacjoniści zaczęli tę wojnę i nie ma się co dziwić, że biologowie ewolucyjni muszą odpierać ataki i posługiwać się przy tym terminologią oraz kategoriami stosowanymi przez samych kreacjonistów.

Tacy autorzy jak Coyne i Avise głoszą jednak, że wyraźnie niedoskonałe lub suboptymalne cechy organizmów stanowią obiektywne świadectwo niekierowanej ewolucji. Można więc przypuszczać, że rola tych cech jako świadectw ewolucji nie jest uzależniona od istnienia kreacjonistów, którzy temu przeczą. Innymi słowy, Coyne i Avise przedstawialiby te same cechy jako świadectwa ewolucji, gdyby prowadzili seminarium naukowe dla istot inteligentnych (dajmy na to – kosmitów), które nie znają pojęcia Boga lub teologii. Świadectwa naukowe nie zmieniają swojego charakteru poznawczego w zależności od odbiorców lub kontekstu retorycznego.

Jeśli rzeczywiście tak jest – a w swojej książce Coyne konsekwentnie dawał do zrozumienia, że jego teologiczne tezy mają charakter w pełni empiryczny – to sama treść teorii ewolucji opiera się na założeniach teologicznych, zapożyczonych z teologii lub nie. Filozof nauki Steven Dilley uważnie przeanalizował tę sytuację w odniesieniu do jednej z najsłynniejszych dwudziestowiecznych publikacji z dziedziny biologii – eseju Theodosiusa Dobzhansky’ego Nothing in Biology Makes Sense Except in the Light of Evolution (1973)10 [Nic w biologii nie ma sensu, jeśli nie rozpatruje się tego w świetle teorii ewolucji].

Wprawdzie tytuł eseju Dobzhansky’ego funkcjonuje już jako aforyzm, ale sam tekst pracy czytany jest rzadko. A w istocie jest to traktat teologiczny. Jak zauważył Dilley:

Uderzające jest to, że każdy z siedmiu argumentów Dobzhansky’ego zależny jest od twierdzeń na temat natury, działań, celów i obowiązków Boga. Tymczasem bez takiej bogomowy [God-talk] formułowane przez genetyków argumenty na rzecz teorii ewolucji są logicznie niepoprawne. Krótko mówiąc, teologia pełni w argumentacji Dobzhansky’ego istotną rolę11.

Biologowie ewolucyjni sami to w końcu zrozumieją, a przyniesie to nieuchronne następstwa dla zasadności NM. Jeżeli esej Dobzhansky’ego rzeczywiście wpisuje się w eksplanacyjne dziedzictwo biologii ewolucyjnej, to NM jest nie tylko fałszywy w sensie opisowym (odnoszącym się do historii), lecz też proskrypcyjnie niesłuszny – nie powinniśmy przestrzegać tej reguły, nawet gdybyśmy mogli. Naturalizm metodologiczny stanowi niewłaściwą filozofię nauki pod każdym względem.

W książkach Signature in the Cell [Podpis w komórce] i Darwin’s Doubt Steve Meyer odprawił z kwitkiem tych, którzy chcą bronić zasady NM jako normatywnej konwencji w nauce. Wykazał, że próby uzasadnienia NM za pomocą różnych kryteriów demarkacji – takich jak obserwowalność, powtarzalność i testowalność – nie odniosły sukcesu. Pokazał też, że teoria inteligentnego projektu jest testowalna na przynajmniej trzy powiązane ze sobą sposoby.

Po pierwsze, analogicznie do innych teorii naukowych wyjaśniających zdarzenia z odległej przeszłości, teoria inteligentnego projektu jest testowalna na zasadzie porównywania jej mocy eksplanacyjnej z mocą rywalizujących teorii.

Po drugie, teoria inteligentnego projektu, tak jak inne teorie historyczne w nauce, jest testowana w odniesieniu do naszej wiedzy o przyczynowo-skutkowej strukturze świata. Wzorem Darwina i geologa Charlesa Lyella, Meyer wskazał, że teorie historyczne w nauce dostarczają adekwatnych wyjaśnień wówczas, gdy powołują się na przyczyny, które zgodnie z naszą wiedzą tworzą rozważane skutki. Jak napisał Meyer:

rozważania o adekwatności przyczynowej zapewniają oparte na doświadczeniu kryterium, dzięki któremu można testować – akceptować, odrzucać lub preferować – rywalizujące teorie historyczne w nauce. Gdy takie teorie powołują się na przyczyny, które zgodnie z naszą wiedzą tworzą rozważany skutek, to pomyślnie przechodzą test adekwatności przyczynowej, a gdy tego nie robią, to ponoszą porażkę12.

Po trzecie, teoria inteligentnego projektu formułuje wiele konkretnych przewidywań odmiennych od przewidywań formułowanych przez materialistyczne teorie ewolucji, z którymi ta pierwsza teoria konkuruje (omówienie dziesięciu takich przewidywań Meyer zawarł w Dodatku A do książki Signature in the Cell). Przewidywania te nie tylko zapewniają kolejny sposób testowania teorii inteligentnego projektu, ale też, w kilku uderzających przypadkach, posłużyły już do „potwierdzenia hipotezy projektu, nie zaś jej rywalek”13.

Czytelnikom niezaznajomionym z przeprowadzoną przez Meyera krytyką stosowania NM w nauce polecam rozdziały 18 i 19 w Signature in the Cell oraz rozdział 19 w Darwin’s Doubt, w których szczegółowo obala on argumentację Bishopa na rzecz uznania naturalizmu metodologicznego za normatywną regułę w nauce. Bishop, opowiadając się za tą regułą, w istocie nie bierze pod uwagę argumentacji Meyera wskazującej na brak potrzeby przyjęcia NM, a tym bardziej nie obala jego argumentów przeciwko traktowaniu NM jako reguły metodologicznej.

 

Filozofia nauki, której nikt nie potrzebuje

Naturalizm metodologiczny nie oferuje nauce niczego, czego nie jest ona w stanie zapewnić sobie sama. Okazuje się on niczym więcej, jak tylko uniwersalną bronią przeciwko niechcianym ideom – kolejną doktryną typu „w razie niebezpieczeństwa wciśnij przycisk”, która filozofii nauki przynosi złą sławę. Jeżeli teoria inteligentnego projektu jest nietestowalna lub pozbawiona treści empirycznej, jak twierdzą jej krytycy, to nie potrzebujemy NM, żeby to stwierdzić. Teoria inteligentnego projektu upadnie na swoich własnych zasadach.

Jeśli jednak teoria ta jest testowalna, jak przekonująco argumentuje Meyer, to NM może stanowić jedynie filozoficzną przeszkodę na drodze do możliwości empirycznego wykrywania projektu, i to z powodów, które nie mają nic wspólnego z otwartymi badaniami naukowymi. W każdym razie NM jest regułą jałową.

Nauka będzie się mieć lepiej bez reguły, której nikt nie potrzebuje, którą naprawdę przestrzega tylko niewielu i która ogranicza wolność naukowców do podążania tropem danych empirycznych, dokądkolwiek one prowadzą. W tej kwestii oddajmy ostatnie słowo Meyerowi:

Dopuszczenie, aby naturalizm metodologiczny funkcjonował jako „podstawowa reguła” metodologiczna w całej nauce, miałoby szkodliwy wpływ na uprawianie pewnych dyscyplin naukowych, zwłaszcza nauk historycznych. Na przykład w badaniach pochodzenia życia naturalizm metodologiczny sztucznie ogranicza badania i uniemożliwia naukowcom eksplorację oraz sprawdzanie niektórych hipotez mogących zapewniać najprawdopodobniejsze, najlepsze lub najbardziej adekwatne przyczynowo wyjaśnienia. Aby można było uznać, że w badaniach pochodzenia życia poszukuje się prawdy, nie należy pytać „Który scenariusz materialistyczny jest najbardziej adekwatny?”, lecz „Co naprawdę było przyczyną powstania życia na Ziemi?”. Jedna z możliwych odpowiedzi na drugie pytanie brzmi: „Życie zostało zaprojektowane przez istotę inteligentną, która istniała przed powstaniem ludzi”. Jeżeli jednak naturalizm metodologiczny uzna się za normatywną regułę, to naukowcy mogą nigdy nie rozważyć tej hipotezy, a ona może być przecież prawdziwa. Taka wykluczająca logika umniejsza znaczenie każdego roszczenia co do wyższości teoretycznej pozostałych hipotez i prowadzi do przypuszczenia, że najlepsze wyjaśnienie „naukowe” (w świetle naturalizmu metodologicznego) tak naprawdę może nie być najlepsze14.

 

Paul Nelson

Oryginał: Methodological Naturalism: A Rule That No One Needs or Obeys, Evolution News & Science Today 2014, September 22 [dostęp 25 XI 2019].

Przekład z języka angielskiego: Dariusz Sagan

 

Źródło zdjęcia: Wikimedia Commons

Ostatnia aktualizacja strony: 25.11.2019

Przypisy

  1. S.C. Meyer, Darwin’s Doubt: The Explosive Origin of Animal Life and the Case for Intelligent Design, New York 2013, s. 19.
  2. Meyer, Darwin’s Doubt, s. 385.
  3. (Przyp. tłum.) R. Bishop, Reviewing „Darwin’s Doubt”, „BioLogos” 2014, September 9 [dostęp 8 XI 2019].
  4. (Przyp. tłum.) Bishop, Reviewing „Darwin’s Doubt”.
  5. I. Newton, Matematyczne zasady filozofii przyrody, tłum. J. Wawrzycki, Kraków 2011, s. 691.
  6. K. Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymaniu się doskonalszych ras w walce o byt, tłum. S. Dickstein, J. Nusbaum, Warszawa 2001, s. 17.
  7. (Przyp. tłum.) Darwin, O powstawaniu gatunków, s. 529.
  8. (Przyp. tłum.) J.A. Coyne, Ewolucja jest faktem, tłum. M. Ryszkiewicz, W. Studencki, Warszawa 2009.
  9. (Przyp. tłum.) J.C. Avise, Inside the Human Genome: A Case for Non-Intelligent Design, Oxford – New York 2010.
  10. (Przyp. tłum.) T. Dobzhansky, Nothing in Biology Makes Sense Except in the Light of Evolution, „The American Biology Teacher” 1973, Vol. 35, No. 3, s. 125-129.
  11. S. Dilley, Nothing in Biology Makes Sense Except in Light of Theology?, „Studies in History and Philosophy of Biological and Biomedical Sciences” 2013, Vol. 44, s. 774 [774–786].
  12. S.C. Meyer, Signature in the Cell: DNA and the Evidence for Intelligent Design, New York 2009, s. 405.
  13. (Przyp. tłum.) Meyer, Signature in the Cell, s. 405.
  14. Meyer, Signature in the Cell, s. 437.

Literatura:

  1. Avise J.C., Inside the Human Genome: A Case for Non-Intelligent Design, Oxford – New York 2010.
  2. Bishop R., Reviewing „Darwin’s Doubt”, „BioLogos” 2014, September 9 [dostęp 8 XI 2019].
  3. Boudry M. et al., Grist to the Mill of Anti-evolutionism: The Failed Strategy of Ruling the Supernatural Out of Science by Philosophical Fiat, „Science & Education” 2012, Vol. 21, s. 1151–1165.
  4. Boudry M. et al., How Not to Attack Intelligent Design Creationism: Philosophical Misconceptions About Methodological Naturalism, „Foundations of Science” 2010, Vol. 15, s. 227–244.
  5. Coyne J.A., Ewolucja jest faktem, tłum. M. Ryszkiewicz, W. Studencki, Warszawa 2009.
  6. Darwin K., O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymaniu się doskonalszych ras w walce o byt, tłum. S. Dickstein, J. Nusbaum, Warszawa 2001.
  7. Dilley S., Nothing in Biology Makes Sense Except in Light of Theology?, „Studies in History and Philosophy of Biological and Biomedical Sciences” 2013, Vol. 44, s. 774–786.
  8. Dobzhansky T., Nothing in Biology Makes Sense Except in the Light of Evolution, „American Biology Teacher” 1973, Vol. 35, No. 3, s. 125–129.
  9. Meyer S.C., Darwin’s Doubt: The Explosive Origin of Animal Life and the Case for Intelligent Design, New York 2013.
  10. Meyer S.C., Signature in the Cell: DNA and the Evidence for Intelligent Design, New York 2009.
  11. Monton B., Seeking God in Science: An Atheist Defends Intelligent Design, Peterborough 2009.
  12. Sarkar S., The Science Question in Intelligent Design, „Synthese” 2011, Vol. 178, s. 291–305.

Jedna odpowiedź do “Naturalizm metodologiczny. Reguła, której nikt nie potrzebuje lub nie przestrzegaCzas czytania: 17 min

  1. Czytając ten świetny artykuł pomyślałem, że może jednak warto by tu publikować też przekłady ważnych tekstów ewolucjonistów czy filozofów naturalistów. Ja wiem, że tej tematyki jest pełno, jeśli chodzi o popularyzatorów, ale np. wspomniany esej Dobzhanskiego można znaleźć w sieci chyba tylko w oryginale. Jest oczywiście dostępny Darwin w domenie publicznej po polsku, ale Mayera czy Huxleya raczej nie znajdzie się (nie wiem, czy akurat oni pisali coś, co nadawałoby się tu do zamieszczenia jeśli chodzi o zakres i zrozumiałość języka). Może S.J. Gould? Nawet wyjątki z Darwina mogłyby być bardzo pouczające.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *



Najnowsze wpisy

Najczęściej oglądane wpisy

Wybrane tagi