Nagłówki artykułów o teorii ewolucji mogą przyprawić o zawrót głowy. „Czy Darwin się mylił?” – w taki sposób droczono się z czytelnikiem na okładce „National Geographic” w 2004 roku1. Ale wystarczy przewrócić stronę, by dostać po głowie: „NIE. Świadectwa na rzecz teorii ewolucji są przytłaczające”!2 Teraz przejdźmy do niedawno opublikowanej w czasopiśmie „Nature” recenzji książki3: „Nowa wizja tego, jak zachodzi ewolucja, jest od dawna oczekiwana […] [może ona] podważyć silnie utrzymywaną ortodoksję wśród biologów ewolucyjnych”4.
Jakim sposobem te przytłaczające świadectwa podważają jednocześnie utrzymywaną ortodoksję?
Najkrótsza odpowiedź brzmi: teoria Darwina jest mieszaniną wielu logicznie odrębnych idei. Aby uniknąć nieporozumień, te niezależne idee należy rozdzielić. Kilka darwinowskich twierdzeń jest dość dobrze popartych empirycznie. Inne są niemal beznadziejne. Zależnie od tego, czy dany artykuł w czasopiśmie ma na celu wmówienie laikom, że nauka panuje nad sytuacją, czy też wzbudzenie ekscytacji, że zanosi się na coś nowego, podkreśla jedno lub drugie.
Niezdolny do przetrwania
Sposób ujęcia, który wprawia większość ludzi w zakłopotanie – teraz uważaj – polega na tym, że teoria Darwina próbuje uwzględniać przeciwstawne cechy organizmów: ich podobieństwa i różnice. Jeśli nie będziesz o tym pamiętał, nie będziesz w stanie przetrwać (przynajmniej nie w dyskusjach o teorii ewolucji).
Podobieństwa to ta prostsza część zagadnienia. Odnosi się do nich darwinowska idea wspólnego pochodzenia. Wszyscy wiemy, że dzieci są podobne do swoich rodziców. Cóż, załóżmy, że z jakiegoś dziwnego powodu przez wiele pokoleń potomkowie jednej pary rodziców stopniowo zaczęliby się w jakiś sposób zmieniać – może na przykład następowałby u nich rozwój kolców na wierzchu stóp. Teraz załóżmy, że to samo stałoby się z potomkami innego dziecka i ich partnerami; zaczęliby wyglądać inaczej pod innymi względami – być może rozwijałyby się u nich spiralne palce. Pomimo nabytych w obydwu liniach różnic, inne części ciała (oczy, uszy, łokcie…) mogłyby nadal wyglądać jak u przodków. Podobieństwa – części, które pozostałyby takie same – byłyby spowodowane wspólnym pochodzeniem.
Brzmi to rozsądnie – pewnie dlatego że jest banalne. Zgodnie z koncepcją wspólnego pochodzenia podobne cechy były już obecne u przodka, a potomkowie je odziedziczyli. Ta koncepcja nie próbuje nawet wyjaśnić, skąd wzięli się przodkowie, jak po raz pierwszy nabyli jakieś cechy ani w jaki sposób powstały jakiekolwiek różnice między dwoma liniami dziedziczenia. Koncepcja wspólnego pochodzenia oznacza jedynie, że przodkowie mieli pewne cechy, a potomkowie je zachowali.
Ogromne problemy pojawiają się, kiedy przychodzi wyjaśnić różnice. Istnienie podobieństw nie mówi nic o tym, co mogło spowodować zmiany. Różnice wymagają odpowiedzi na podstawowe pytanie: Jakim cudem mogło się wydarzyć coś tak niespotykanego? Czyli w naszym eksperymencie myślowym – co tłumaczy pojawienie się kolców na stopach lub spiralnych palców? Weźmy przykład ze świata rzeczywistego, nietoperze i wieloryby mają gruczoły mlekowe, może więc pochodzą od tego samego przodka, który już miał tę cechę. Ale to nie jest żadna wielka tajemnica! Kluczowe pytanie brzmi: co mogło doprowadzić do powstania nowych i zadziwiających właściwości, takich jak latające nietoperze lub wieloryby żyjące w oceanie? Co mogło odpowiadać za wykształcenie unikatowych w świecie zwierząt cech?
Najciekawsze pytania
Mniej więcej tutaj zwolennicy Darwina milkną (lub zaczynają kwestionować wspólne pochodzenie). Jak kilka lat temu napisał pewien wybitny biolog ewolucyjny w wiodącym czasopiśmie naukowym: „Nowoczesna teoria ewolucji […] niewiele ma do powiedzenia na temat rzeczywistej historii życia, zwłaszcza w kontekście zagadnienia pojawienia się nowych poziomów złożoności biologicznej, a na temat pochodzenia życia nie mówi kompletnie nic”5. Jednak właśnie te pytania są najbardziej intrygujące! Dlaczego teoria Darwina wciąż nie przyniosła wyjaśnienia tych tajemnic, mimo że obiecywała to przez półtora wieku?
Przeszkodę może stanowić zaproponowany przez Darwina mechanizm, który miał wyjaśniać różnice – dobór naturalny selekcjonujący losowe mutacje jest dość słabym narzędziem. Może działać tylko, jak napisał Darwin, poprzez nagromadzenie „szereg[u] kolejnych, drobnych zmian”6, a zatem – krok po kroku. Jeśli pierwsza mutacja jest pomocna, w porządku; może posłużyć do wykonania następnego kroku. Ale gdy do zbudowania złożonego systemu wymagana jest długa seria skoordynowanych zmian, dobór nie ma mocy przewidywania przyszłości.
Ten krótkowzroczny mechanizm wydawał się dość obiecujący w czasach Darwina, kiedy stosunkowo niewiele było wiadomo o złożoności życia, a komórka – fundament życia – była uważana za prostą drobinkę galaretki, zwaną „protoplazmą”. Być może protoplazmę można by czy to płynnie rozszerzyć, czy skurczyć, i uformować krok po kroku w dowolny potrzebny kształt, tak jak garncarz może nadać kształt miękkiej glinie na kole garncarskim.
Jednak współczesna biologia wykazała, że komórki są zadziwiająco wyrafinowanymi zespołami – dosłownie zautomatyzowanymi, zminiaturyzowanymi fabrykami. W przypadku komórek rozrodczych – zawierają one ogromną ilość złożonych mechanizmów (tak, to prawdziwe maszyny zbudowane z cząsteczek) i instrukcji potrzebnych do wykształcenia dowolnych roślin lub zwierząt. Spróbujcie wymyślić realistyczny sposób na przerobienie sterowanej komputerowo fabryki samochodów na taką, która produkuje helikoptery lub łodzie podwodne – posługując się jedną nakrętką lub śrubą, jedną linijką kodu komputerowego, jedną drobną, losową zmianą w fabryce. Taka jest skala problemu, przed którym stoją darwinowskie wyjaśnienia dotyczące nietoperzy, wielorybów i wielu innych stworzeń.
Jak to się stało, że większość biologów uwierzyła, że Darwin7 rozwiązał zagadkę życia, pomimo wątłości jego teorii? Trwające od około 1930 do 1950 roku naciski doprowadziły do powstania abstrakcyjnej, zmatematyzowanej wersji teorii Darwina (nazwanej „neodarwinizmem”), która w środowiskach akademickich stała się domyślnym wyjaśnieniem ewolucji. Onieśmielające możliwości matematyki sprawiły, że neodarwinizm zakorzenił się na uczelniach, a na skutek bezwładności intelektualnej aż po dziś dzień przekazywany jest z profesora na studenta.
Niepoważne „takie sobie bajeczki”
Zauważmy, że to wszystko wydarzyło się przed największymi odkryciami współczesnej biologii – przed zrozumieniem, z czego składa się gen, przed badaniami Jamesa Watsona i Francisa Cricka nad DNA, przed uświadomieniem sobie, że maszyneria komórkowa zbudowana jest z białek, przed rozpracowaniem kodu genetycznego. Można by wskazać jeszcze więcej różnych „przed”. Żadne z tych zdumiewających odkryć nie zostało wyjaśnione przez darwinowską teorię ewolucji, która, jak się okazuje, ma do zaoferowania jedynie „takie sobie bajeczki”.
Kolosalna i wciąż rosnąca rozbieżność między obserwowanym wyrafinowaniem życia a prymitywnym mechanizmem Darwina zmusiła zniecierpliwioną mniejszość biologów do poszukiwania czegoś – czegokolwiek – bardziej wiarygodnego. (O tym właśnie traktuje niedawno zrecenzowana w „Nature” książka). Te różnorodne nowe koncepcje są często obejmowane wspólną nazwą rozszerzonej syntezy ewolucyjnej (extended evolutionary synthesis – EES). To, co je łączy, to wspólna niechęć do darwinizmu.
Niemniej zwolennicy EES nie chcą popaść w niełaskę społeczności uczonych, dlatego też nie podważają znaczenia neodarwinizmu. Chcą go tylko ulepszyć, rozbudować, uelastycznić – aby obejmował zarówno zagadnienia, o których Darwin nic nie wiedział, jak i te, które jego teoria od lat nie jest w stanie wyjaśnić. Jak dotąd zwolennikom EES o wiele lepiej wychodzi wskazywanie problemów niż proponowanie rozwiązań.
Jedno z podejść przyjętych przez kilka koncepcji EES odnosi się do umożliwiającej życie maszynerii biologicznej w nadziei, że (dla odmiany) to obecna biologia w jakiś sposób wyjaśni procesy ewolucyjne. Przykładem jest idea „plastyczności rozwojowej”. Niektóre organizmy mają zdolność do rozwoju w alternatywny i zależny od środowiska (lądowego czy wodnego) sposób. Zwolennicy EES spekulują, że jeśli jedna z wariantywnych ścieżek okaże się korzystna dla przetrwania danego organizmu w szerszym spectrum warunków, to być może pojawi się mutacja, która ustali ten właśnie kierunek ścieżki rozwoju dla wszystkich potomków gatunku.
Być może tak jest. Jednak, jak łatwo się domyśleć, zaproponowany scenariusz nie wyjaśnia niczego nowego. Przyjmuje się istnienie ścieżki rozwoju, ale nie tłumaczy się, skąd się ona wzięła, a zmiana zachodzi drogą eliminacji istniejącej zdolności organizmu do rozwoju w alternatywny sposób. Nie wyjaśnia to sposobu powstania złożonych systemów.
Naturalna inżynieria genetyczna
Kolejną ideą EES jest koncepcja „naturalnej inżynierii genetycznej” (natural genetic engineering – NGE). Zwolennicy tego ujęcia wskazują, że wiele narzędzi, których biologowie molekularni używają do modyfikowania DNA w laboratorium (do klonowania, sekwencjonowania itd.), pochodzi z życia, ponieważ komórki są już wyposażone w wyrafinowany zestaw narzędzi do rozprzestrzeniania życia. Jeśli ludzie mogą używać tych narzędzi komórkowych do własnych celów, to być może komórki mogą ich używać do kierowania własną ewolucją – do rearanżacji i udoskonalania własnego DNA.
Pamiętajmy jednak, że te eleganckie narzędzia już istnieją – skąd się wzięły? I jak to możliwe, że wyraźnie nieświadoma komórka miałaby kierować własną ewolucją, skoro inteligentni ludzie ledwo potrafią wprowadzać proste zmiany w komórkach bez nieoczekiwanych, szkodliwych skutków ubocznych? Jednocześnie w eksperymentach laboratoryjnych, w których komórkom pozwala się na długotrwały wzrost i ewolucję, zamiast budowy nowych złożonych systemów, następuje degradacja posiadanych wcześniej genów. Kiedy biologowie rezygnują z wymyślania bajeczek i poświęcają się uważnym obserwacjom funkcjonowania życia, widzą, że ewolucja zachodzi głównie poprzez dewolucję.
Inne pomysły EES całkowicie wymykają się spod kontroli. Jeden z nich – nazywany ideą „neutralnej ewolucji” – zakłada, że mutacje, które przy pierwszym wystąpieniu nie mają żadnego wpływu na przetrwanie, mogą nagle stać się korzystne tysiące lat później. Możemy to nazwać teorią „trzymania kciuków” – nie różni się ona wiele od przysłowiowego tornada, które przechodząc przez złomowisko przypadkowo konstruuje samolot odrzutowy. Jeśli tornada wydają się mało wiarygodne, kolejny pomysł EES to czyste science fiction. Mamy tu odwołanie do nieskończonego wieloświata i w ten sposób zwolennicy EES radzą sobie z niewielkimi, a w zasadzie hiperastronomicznie małymi szansami na powstanie życia.
Oto są najlepsze alternatywy dla umierającego darwinizmu.
Cienka fasada darwinizmu
Kolejni uczeni na przestrzeni wieków bezskutecznie zmagali się z pytaniem, jaki mechanizm odpowiada za eleganckie struktury życia; proces ewolucji usiłowano wyjaśnić rozmaitymi ujęciami i kojarzono go z terminami, takimi jak: lamarkizm, darwinizm, neodarwinizm, nowoczesna synteza, rozszerzona synteza ewolucyjna.
Najodpowiedniejszym określeniem wydaje się jednak… potiomkinowska teoria ewolucji. Podobnie jak pozorne wioski, teoria ewolucji składa się z cienkiej fasady maskującej brak rzeczywistej treści. Frontem teorii jest goła przesłanka, że podobieństwa nawet wśród najbardziej zróżnicowanych grup życia wynikają ze wspólnego pochodzenia, co przynajmniej w jakiś sposób zgodne jest z naszym doświadczeniem, że dzieci są podobne do swoich rodziców. Jednak za cienką fasadą nie ma ani przekonującego rozumowania, ani niczego, co choć trochę opierałoby się na doświadczeniu, aby wyjaśnić głębokie różnice.
Prawda jest taka, że bez względu na to, jaki nagłówek tekstu ujrzysz, perspektywa mechanistycznego wyjaśnienia rozwoju życia pozostaje tak samo odległa, jak była zawsze.
Michael J. Behe
Oryginał: Darwinism Is a Potemkin Theory of Evolution, „Evolution News & Science Today” 2025, April 25 [dostęp: 31 X 2025].
Przekład z języka angielskiego: Dawid Sakowski
Źródło zdjęcia: Pixabay
Ostatnia aktualizacja strony: 31.10.2025
Przypisy
- Por. D. Quammen, Czy Darwin się mylił?, „National Geographic” 2004, nr 11 (62), s. 2–33 (przyp. tłum.).
- Tamże, s. 2 (przyp. tłum.).
- Por. K.N. Lala et al., Evolution Evolving: The Developmental Origins of Adaptation and Biodiversity, Princeton University Press, Princeton – Oxford 2024 (przyp. tłum.).
- Por. E. Jablonka, A New Vision for How Evolution Works is Long Overdue, „Nature” 2025, Vol. 637, No. 8046, s. 539 [539–541], https://doi.org/10.1038/d41586-025-00054-x.
- Por. V. Vanchurin, et al., Toward a Theory of Evolution as Multilevel Learning, „PNAS” 2022, Vol. 119, No. 6, numer artykułu: e2120037119, https://doi.org/10.1073/pnas.2120037119 (przyp. tłum.).
- K. Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt, tekst polski na podstawie przekładu Sz. Dicksteina i J. Nusbauma opracowały J. Popiołek i M. Yamazaki, „Biblioteka Klasyków Nauki”, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2009, s. 6.
- Por. D. Warren, The Doctrine of Darwin, „Real Clear Politics” 2009, February 12 [dostęp: 17 VI 2025].
Literatura:
1. Darwin K., O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt, tekst polski na podstawie przekładu Sz. Dicksteina i J. Nusbauma opracowały J. Popiołek i M. Yamazaki, „Biblioteka Klasyków Nauki”, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2009.
2. Jablonka E., A New Vision for How Evolution Works is Long Overdue, „Nature” 2025, Vol. 637, No. 8046, s. 539–541, https://doi.org/10.1038/d41586-025-00054-x.
3, Lala K.N. et al., Evolution Evolving: The Developmental Origins of Adaptation and Biodiversity, Princeton University Press, Princeton – Oxford 2024.
4. Quammen D., Czy Darwin się mylił?, „National Geographic” 2004, nr 11 (62), s. 2–33.
5. Vanchurin V. et al., Toward a Theory of Evolution as Multilevel Learning, „PNAS” 2022, Vol. 119, No. 6, numer artykułu: e2120037119, https://doi.org/10.1073/pnas.2120037119.
6. Warren D., The Doctrine of Darwin, „Real Clear Politics” 2009, February 12 [dostęp: 17 VI 2025].
