Wywiad z Williamem „Billem” Dembskim, cz. 3Czas czytania: 23 min

William A. Dembski, James Barham

2021-08-18
Wywiad z Williamem „Billem” Dembskim, cz. 3<span class="wtr-time-wrap after-title">Czas czytania: <span class="wtr-time-number">23</span> min </span>

Dokument Bena Steina o inteligentnym projekcie

JB: Przywołując Expelled: No Intelligence Allowed [Wykluczeni. Zakaz wprowadzania inteligencji]1, wyprzedzasz moje pytanie. Odgrywasz istotną rolę w tym przychylnym wobec inteligentnego projektu filmie dokumentalnym z narracją Bena Steina. Czy film pomógł, czy zaszkodził Ruchowi Inteligentnego Projektu?

 

WD: Dokument ukazał się wiosną 2008 roku, a większość materiału filmowego nagrano rok wcześniej. Zaproszono mnie do udziału w nim, jako postać drugoplanową, dysponującą ważnymi informacjami. I to właśnie w tym filmie robię: w ujęciach, w których się pojawiam, przedstawiam kontekst dla kilku wydarzeń. Sam mogłem być jednym z „relegowanych”, ale historia wyrzucenia mnie z Baylor to rok 2000, a producenci chcieli skupić się na nowszych przypadkach.

Moim zdaniem film zasługuje na czwórkę, na pewno nie na piątkę. Akcentuje kontestację, z jaką stykają się zwolennicy inteligentnego projektu w szkołach wyższych. Niektóre z opisanych przypadków są naprawdę mocne. A końcowy wywiad Bena Steina z Richardem Dawkinsem to majstersztyk. Stein doprowadza Dawkinsa do przyznania, że teoria inteligentnego projektu może być trafna, o ile architektem nie byłby Bóg, ale kosmita, który wyewoluował według darwinowskiego modelu. Kiedy wykładałem publicznie na temat teorii projektu, prawie zawsze pokazywałem ten klip. Dawkins ustępuje pola w ciągu zaledwie kilku minut:

 

Ale film miał też słabe punkty. Te siedem minut poświęconych nazistom i ich wykorzystaniu teorii darwinowskiej jako podbudowy Holokaustu było niestosowne. Nie mówię, że nie ma tu związku, ale przywoływanie nazistów zaognia sytuację i utrudnia racjonalną wymianę argumentów. O wiele lepiej byłoby wykorzystać te siedem minut na przypomnienie osiągnięć teorii inteligentnego projektu. Właśnie to, w mojej opinii, jest największą bolączką tego filmu. I co z tego, że Ruch Inteligentnego Projektu jest marginalizowany, a jego zwolennicy oczerniani? A co zrobiono, by pokazać, że Ruch na takie traktowanie nie zasługuje? To właśnie należało wyjaśnić, a film tego nie zrobił.

Ponadto producenci źle wykorzystali fundusze. Expelled miał doprowadzić do ogólnokrajowej dyskusji, podpartej aktywną stroną internetową, z której ludzie mogliby dowiedzieć się więcej o teorii inteligentnego projektu. Jednak w weekend, kiedy dokument wszedł na ekrany kin, strona nie działała, bo producentom skończyły się pieniądze. Dokument mógłby odnieść większy sukces, gdyby był inaczej zmontowany i trochę inaczej zostałyby rozłożone akcenty. A jego wpływ, nawet w tym kształcie, byłby znacznie większy, gdyby zamierzone wsparcie, takie jak strona internetowa, w pełni funkcjonowało.

Trochę medialnego szumu poprzedzającego Expelled zrobił krótki klip w stylu JibJab, zatytułowany Richard Dawkins: Beware the Believers [Richard Dawkins. Strzeżcie się wierzących].

Film był lekki i wymowny. Wzbudził nawet obawy niektórych ewolucjonistów że Expelled może okazać się dużym piarowym krokiem naprzód zwolenników teorii inteligentnego projektu. Niestety, jak wspomniałem, w weekend premiery ekipa Expelled nie dysponowała już funduszami, a wszelkie internetowe wsparcie promocji filmu zanikło.

Mimo to dzięki wydaniu filmu także na DVD i transmisjom w Internecie, nadal zdarza mi się słyszeć od ludzi, że mnie w nim widzieli (także od starych znajomych). Podsumowując, myślę, że dokument miał pozytywny wpływ na zaznajomienie ludzi z kontrowersjami podnoszonymi przez Ruch Inteligentnego Projektu.

 

Michael Polanyi Center

JB: W 2000 roku, po zorganizowaniu i poprowadzeniu bardzo udanej i widocznej na arenie międzynarodowej konferencji (z której materiały, współredagowane przez Ciebie i Bruce’a Gordona, zostały opublikowane jako The Nature of Nature [Natura natury])2, zostałeś najpierw pozbawiony funkcji kierowniczej, a następnie zwolniony przez władze Baylor University w Waco w Teksasie. Czy możesz wyjaśnić, jak to się stało? Jakie odczułeś konsekwencje tego zwolnienia? I czy dostrzegasz jakieś długoterminowe skutki tego incydentu dla ogólnie pojętej kultury intelektualnej?

 

BD: Pokrótce to przedstawiając, Baylor zlecił mi założenie Michael Polanyi Center – think tanku zajmującego się teorią inteligentnego projektu. Zorganizowaliśmy konferencję, która odniosła ogromny sukces, a trzy dni później Senat uczelni, dwudziestoma siedmioma głosami przeciwko dwóm, zadecydował o zamknięciu tego ośrodka. Nie od razu, ale kilka miesięcy później administracja Baylora przychyliła się do życzenia Senatu.

Kiedy zaprotestowałem przeciwko rozwiązaniu Michael Polanyi Center, zwolniono mnie z funkcji jego dyrektora, choć ośrodek praktycznie już nie istniał. I to w Baylorze – instytucji rzekomo chrześcijańskiej. Ale w rzeczywistości wydziały nauk przyrodniczych w Baylorze trzymały się darwinizmu silniej niż podobne wydziały na uniwersytetach świeckich, bo musiały udowadniać, że są tak samo „wiarygodne” w tym, co robią, jak główny nurt uczelni świeckich.

Cała historia jest dostępna online, uporządkowana chronologicznie w serii artykułów prasowych: The Rise and Fall of Baylor University’s Michael Polanyi Center [Powstanie i upadek Centrum Michaela Polanyiego na Uniwersytecie Baylora]. Gdybym miał to zrobić jeszcze raz, nigdy nie poszedłbym z tym na Baylor. Ale co było, minęło. Można o tym wszystkim przeczytać, a cała historia zdobyła ogólnokrajowy rozgłos. Baylor za brak poszanowania wolności myśli i wypowiedzi stracił w oczach opinii publicznej. Ale ogromne instytucje, takie jak Baylor, radzą sobie z takimi połajankami. Osoby prywatne, które trafią w ich tryby, mają zazwyczaj mniej szczęścia.

Puenta jest taka, że teoria inteligentnego projektu pozostaje bez wsparcia instytucjonalnego, które mogłoby przyspieszyć jej badania i akceptację. Darwiniści przypuścili bezpardonowy atak na teorię ID i rzeczywiście osiągnęli cel. Polanyi Center było pierwszym i ostatnim ośrodkiem badawczym teorii inteligentnego projektu na jakiejkolwiek uczelni wyższej. Smutny to komentarz. Nie tylko na temat szkolnictwa wyższego, ale przede wszystkim chrześcijańskiego szkolnictwa wyższego.

(Powyższa wypowiedź na temat Michael Polanyi Center jest częścią wywiadu z roku 2016. W roku 2019 Biola University zatrudnił biologa molekularnego Douglasa Axa, wybitnego zwolennika teorii projektu, zapewniając mu profesurę3. Biorąc pod uwagę przeznaczone na to fundusze i możliwość otwartego prowadzenia − we współpracy z innymi wykładowcami, doktorantami i studentami − badań nad teorią inteligentnego projektu, przyznać należy, że Biola zastąpiło niegdysiejsze Polanyi Center w Baylorze.)

Jedną z głównych lekcji, które wyciągnąłem z pracy w Baylorze, jest konstatacja, że większość świata akademickiego, także akademickiego świata chrześcijan, mniej interesuje się prawdą, a bardziej przystosowaniem się i dobrym wyglądem. Być może powinienem to wiedzieć od samego początku. Wraz z zamknięciem Polanyi Center wyparowało również sporo sympatii i ciekawości związanej z teorią inteligentnego projektu. W umysłach wielu osób teoria ta nie była już zwycięzcą, a ludzie lubią przebywać w towarzystwie zwycięzców. To samo zjawisko obserwowaliśmy później podczas procesu Kitzmiller versus Dover.

Ale historia uczy, że prawda ma niewiele wspólnego z wygraną czy przegraną. Chrystus – który nazywał siebie „drogą, prawdą i życiem” – umierając na krzyżu, nie przedstawiał sobą raczej zwycięzcy. Nie tracę więc odwagi.

Dla mnie osobiście wydarzenia z Baylora były łagodniejsze w skutkach niż w przebiegu. Sporo ludzi przyłączyło się do mnie. Zyskałem przez to wielu wartościowych partnerów do wymiany poglądów. Miałem wystarczające rozpoznawalność i wsparcie, by stanąć na nogach. Mogło być gorzej.

Nie chcę tu wnikać w następstwa tego incydentu dla całej naszej kultury. Nie uważam, że była to decydująca batalia, która zmieniła przebieg wojny. Jest to raczej dobra ilustracja tego, jak zepsutym środowiskiem są uczelnie. Incydent ten podkreślił jedynie stopień obecności świeckiej ideologii na uniwersytetach.

JB: Kiedy Senat Baylor University, zaledwie kilka dni po konferencji The Nature of Nature, przegłosował wniosek o rozwiązanie Polanyi Center, to władze uczelni powołały zewnętrzną komisję weryfikacyjną. Jej raport, chwaląc społeczność naukową Baylora, aprobował również prace Polanyi Center, sugerując rozszerzenie inicjatywy i zmianę nazwy, by odzwierciedlała szerszy horyzont poglądów. Ty zaś opublikowałeś komunikat prasowy, w którym uznałeś raport komisji za zwycięstwo zarówno z punktu widzenia wolności akademickiej, jak i teorii inteligentnego projektu postrzeganej jako „pełnoprawnej formy badań akademickich”. Trudno się jednakże dziwić, że ostatnie dwa zdania Twojego komunikatu wywołały burzę: „Dogmatyczni przeciwnicy teorii inteligentnego projektu, którzy domagali się zamknięcia Centrum, dotarli pod swoje Waterloo. Należy pochwalić Baylor University za to, że nie ugiął się pod naporem nietolerancyjnych ataków na wolność myśli i wypowiedzi”. Patrząc wstecz na burzę, która rozpętała się po tym wystąpieniu prasowym, czy nie myślisz, że postąpiłeś pochopnie? Nie żałujesz sformułowań, których użyłeś? Czy Polanyi Center mogłoby przetrwać, gdybyś bardziej powściągliwie dobierał słowa? Jak to było naprawdę?

BD: Wielu zinterpretowało mój komunikat prasowy i niechlubny obecnie komentarz o „Waterloo” (był on wtedy szeroko opisywany w prasie i po dziś dzień odnaleźć go można za pomocą wyszukiwarek) jako prowokacyjną zaczepkę ze strony zadziornego naukowca, który powinien wiedzieć, kiedy ma się zamknąć. Prawdziwa historia jest jednak inna. W maju 2000 roku, zanim powołano komisję weryfikacyjną, zaproszono mnie na Kapitol, gdzie miałem przemawiać przed członkami Kongresu. Była to konferencja z udziałem obu stron, a nie oficjalne przesłuchanie, nie chodziło więc o uchwalenie na podstawie moich komentarzy ani żadnych wytycznych, ani żadnego prawa.

Władze Baylor University − mimo że powierzyły mi zarówno funkcję dyrektora Polanyi Center, jak i obowiązki pozyskiwania funduszy na działalność Centrum − zabroniły mi udziału w tej konferencji. Postanowiłem spełnić ich życzenie, choć wyraźnie naruszało moją wolność akademicką. Kiedy jednak w prasie zaczęła krążyć błędna informacja, że mimo to planuję pojawić się na Kapitolu, na kampusie wybuchła wrzawa, a władze uniwersytetu przygotowały i dały mi do podpisania list skierowany do społeczności uniwersyteckiej Baylora. List zapewniał, że nie zjawię się na tej konferencji, ponieważ upolityczniłoby to teorię inteligentnego projektu, czego jako dyrektor Polanyi Center nie mogłem zrobić.

Oznajmiłem wówczas, że biorąc pod uwagę uprzejmość wobec władz uczelni i mając na uwadze presję wywieraną w związku z funkcjonowaniem Polanyi Center, nie miałem zamiaru uczestniczyć w konferencji. Przyznałem też, że nie zamierzam podpisywać listu, ponieważ uważam, że udział w takich spotkaniach leży w zakresie moich obowiązków i, w innych okolicznościach, zrobiłbym to. Zareagowali na to bardzo negatywnie. De facto chcieli się ze mną od razu rozprawić i już wtedy pokazać mi drzwi. Musiałem znaleźć prawnika. Po dwóch miesiącach negocjacji zaproponowano mi marne grosze za zrezygnowanie przeze mnie z pięcioipółrocznego kontraktu. Powiedziałem im, żeby o tym zapomnieli i że przeprowadzę się do Waco, gdzie znajduje się Baylor (mieszkałem wtedy w okolicach Dallas). Wszystko to wydarzyło się latem 2000 roku.

Kiedy komisja weryfikacyjna zebrała się ostatecznie we wrześniu 2000 roku, miałem wrażenie, że stanąłem przed Sądem Izby Gwiaździstej. Przemaglowano mnie gruntownie. Szczegółowo przeanalizowano wszystkie moje prace. Nie mogłem zwrócić się o pomoc ani do nikogo z kampusu, ani do nikogo spoza niego. Inaczej niż w przypadku decyzji komisji do spraw oceny osiągnięć, tu wszystkie ustalenia komisji miały być podane do wiadomości publicznej. Biolog John Moore, jeden z członków komisji, dzień przed przesłuchaniem mnie przez komisję, udzielił wywiadu lokalnej gazecie. Powiedział reporterowi, że jestem bystry, ale moja praca ma charakter polityczny, a nie naukowy. Tak więc wszystko zostało ukartowane.

Efektem wydanego miesiąc później raportu komisji były cztery zalecenia: 1) zrezygnować z nazwy Polanyi Center; 2) to, co z Centrum pozostanie, włączyć do Baylor’s Institute for Faith and Learning  (nie miałem tam żadnych uprawnień administracyjnych); 3) w nowej jednostce przesunąć akcent z naukowego badania inteligentnego projektu na coś bardziej rozmytego i ogólnego, funkcjonującego pod nazwą „nauka i religia”; 4) powołać radę doradczą w celu ustalenia, co na Baylor University należy zrobić z zagadnieniem „nauka i religia”. Krótko mówiąc, Polanyi Center przestało istnieć.

Władze Baylora natychmiast podpisały się pod tymi zaleceniami. Miałem zostać powiadomiony z dwudniowym wyprzedzeniem o zaleceniach komisji weryfikacyjnej i decyzji władz uniwersytetu o ich przyjęciu. Zamiast tego dowiedziałem się o zaleceniach w poniedziałek późnym popołudniem. We wtorek rano, poparty przez władze uniwersyteckie, raport komisji weryfikacyjnej krążył już w Internecie. We wtorek po południu prasa poprosiła mnie o komentarz. Dlatego zdecydowałem się wydać komunikat prasowy, o którym wspomniałeś. Jedynym jasnym punktem w raporcie komisji było stwierdzenie, że moje badania są rzetelne (aczkolwiek wyłącznie jako wkład w relacje między nauką a religią). Dlatego w komunikacie prasowym podkreśliłem to uznanie rzetelności moich badań.

Tak czy inaczej, cel mojego przyjazdu do Baylora legł w gruzach – nie przybyłem tam ujawniać religijnego zaangażowania teorii inteligentnego projektu, ale opracować ją jako naukowy program badawczy. Mój komentarz o „Waterloo” miał na celu podkreślenie ironii, a nawet śmieszności całego postępowania. Władze Baylora, zamykajac Polanyi Center, nie wykazały się poczuciem humoru. Zamiast dostrzec ironię i zrozumieć, że odniosły pełny sukces w zniszczeniu Centrum, obruszyły się jeszcze mocniej, potęgując tylko ironię. Dlatego rektor Baylora, już po zamknięciu Centrum, wyrzucił mnie z instytucji, która już nie istniała. Nadal mam gdzieś jego list.

 

Nauczanie w seminariach

JB: Po opuszczeniu Baylora w 2005 roku zacząłeś uczyć w pełnym wymiarze godzin w Southern Seminary w Louisville i Southwestern Seminary w Fort Worth. Jak wyglądało nauczanie w tych ośrodkach? Czy kiedy przygotowywałeś doktoraty z matematyki i filozofii, wyobrażałeś sobie, że skończysz, ucząc w pełnym wymiarze godzin w seminariach teologicznych konserwatywnych baptystów?

 

BD: Te instytucje dały mi możliwość nauczania, podczas gdy prawie nikt inny nie mógł mnie zatrudnić. Dzięki nim wiązałem koniec z końcem i za to jestem im wdzięczny. Ale to doświadczenie nie skończyło się dla mnie dobrze. O ile byłem zbyt konserwatywny dla Baylor University, to dla konserwatywnych baptystów z Południa, dla których kreacjonizm młodej Ziemi był papierkiem lakmusowym ortodoksji, okazałem się zbyt liberalny. Do wątku tego jeszcze powrócę.

Jak trafiłem do konserwatywnych baptystów? Należy pamiętać, że teoria inteligentnego projektu jest herezją nie tylko z punktu widzenia ateistycznych ewolucjonistów takich jak Richard Dawkins. Dla teistycznych ewolucjonistów, którzy widzą w tej teorii zarówno złą naukę, jak i złą teologię, to herezja podwójna.

Dla osób postronnych, które widzą w chrześcijaństwie tradycyjną naukę specjalnego stworzenia i projektu, brzmi to bardzo dziwacznie. Ale dla teistycznych ewolucjonistów, którzy trzymają z Darwinem sztamę, kwestionowanie ewolucji jest otwieraniem puszki Pandory, która, ich zdaniem, powinna być zamknięta na amen. Tak więc, kiedy Baylor odmówił przedłużenia mojej umowy w 2005 roku, nie miałem zbyt wielu opcji. Większość szkół należących do CCCU – Council for Christian Colleges and Universities nigdy nie zatrudniłaby ani mnie, ani żadnego z moich kolegów, o których wiadomo, że publicznie identyfikują się z teorią inteligentnego projektu. Mam tu na myśli Wheaton, Calvin College, Westmont, Seattle Pacific, Messiah i tym podobne.

Początkowo nauczanie w seminariach teologicznych sprawiało mi przyjemność. Szczególnie lubiłem to, że mogłem angażować pełnych zapału, energii i pasji młodych ludzi i ośmielać ich do podejmowania wielkich wyzwań. Początkowe obawy związane z nauczaniem w pełnym wymiarze godzin w instytucjach teologicznych dotyczyły tego, że moi koledzy z pracy koncentrowali się na kwestiach filozoficznych i teologicznych. Moje zainteresowania zawsze były szersze. Nawet gdy nauczałem w seminariach teologicznych, to za swoje główne zadanie uważałem uczynienie z teorii inteligentnego projektu owocny i wiarygodny naukowy program badawczy. W głębi serca jestem naukowcem. Rzeczywiście, przez większość czasu, gdy pracowałem jako profesor teologii, prowadziłem także badania naukowe w grupie badawczej do spraw teorii inteligentnego projektu, której przewodził inżynier Bob Marks z Baylora, znanej jako Evolutionary Informatics Lab [Laboratorium Informatyki Ewolucyjnej].

Seminaria, w których pracowałem, zagwarantowały mi swobodę kontynuowania moich badań nad teorią inteligentnego projektu (zwłaszcza dzięki temu, że godzono się na zmniejszenie mojego nauczycielskiego pensum). Ale moje skupienie się na tej teorii oznaczało, że większość pracy, nawet jako pełnoetatowego profesora seminarium, musiałem wykonywać poza tą społecznością.

Gdybyśmy cofnęli się w czasie i zapytałbyś mnie, czy myślę, że kiedykolwiek będę uczył w seminarium teologicznym, to odpowiedziałbym, że nie. Ale dzięki doktoratowi z filozofii i dyplomowi Master of Divinity [magistra teologii] miałem kwalifikacje do nauczania w seminarium, co w mojej ówczesnej sytuacji okazało się konieczne. Lubiłem uczyć, przynajmniej na początku. Jednak prowadzona w seminariach polityka − gwałtowny zwrot południowobaptystycznej edukacji teologicznej w kierunku fundamentalizmu i zdziesiątkowanie wydziału filozofii w Southwestern Seminary − przyspieszyła moją rezygnację z nauczania w seminariach.

 

Laboratorium informatyki ewolucyjnej

JB: Jesteś człowiekiem wszechstronnym. Mówiliśmy już o Twoich powiązaniach z Discovery Institute i światem teologicznym. Nie przestajesz jednak zaskakiwać, okazuje się bowiem, że jesteś również pracownikiem naukowym Evolutionary Informatics Lab, niegdyś należącego do Baylor University. Sporo publikowałeś w recenzowanych czasopismach inżynieryjnych i matematycznych na temat aktywnej roli informacji. W jaki sposób łączy się to z teorią inteligentnego projektu?

 

BD: Od 2006 roku moje główne wysiłki w dziedzinie inteligentnego projektu koncentrują się wokół współpracy z Robertem Marksem, powszechnie znanym inżynierem z Baylor University. Mimo że po opuszczeniu Baylora uczyłem w Southwestern Seminary w Fort Worth, nadal mieszkałem w Waco, gdzie mieści się ten uniwersytet. Spotykaliśmy się więc z Bobem regularnie, aby omawiać nasze badania, aż do 2012 roku, kiedy zrezygnowałem z pracy w seminarium i przeniosłem się do Iowa. Zdecydowaliśmy się na tę zmianę z powodów rodzinnych – mamy ciężko autystycznego syna i potrzebowaliśmy wsparcia rodziny mojej żony, która stamtąd pochodzi. Bob zaprosił też kilku utalentowanych absolwentów do współpracy w naszych badaniach. Wszystkie te przedsięwzięcia udało się zorganizować pod egidą założonego przez Boba The Evolutionary Informatics Lab.

Laboratorium, o którym mowa, było kiedyś jednym z kilku laboratoriów, które Bob prowadził w Baylorze. Gdy jednak w 2007 roku Casey Luskin poprosił go o wywiad dla Discovery Institute, wyszło na jaw, że prowadzone badania łączyły się z teorią inteligentnego projektu. To było absolutnie nieakceptowalne z punktu widzenia ówczesnego rektora Baylora, Johna Lilleya. W konsekwencji dziekan, na wniosek Lilleya, polecił Bobowi, by odłączył laboratorium od struktur uniwersytetu, usuwając jego dane z serwerów uniwersyteckich. Gdy Bob odmówił, zrobiły to za niego władze uniwersytetu. Ten żałosny epizod był już dokładnie opisany, został także przedstawiony w Expelled.

Nazwa „ewolucyjna informatyka” została wybrana celowo. Ma ona oznaczać, że ewolucja rozumiana jako wyszukiwanie, aby odnieść sukces, wymaga − identycznie jak lokalizowanie dowolnego celu − informacji dla swojej skuteczności. Tę niezbędność informacji można wykazać matematycznie za pomocą modelowania procesów ewolucyjnych. Pojawia się więc pytanie: skąd w ogóle bierze się informacja, która umożliwia skuteczne wyszukiwanie ewolucyjne? Bob i ja pokazujemy, że procesy darwinowskie w najlepszym przypadku przetasowują już istniejące informacje, ale nie są w stanie stworzyć od zera informacji potrzebnych do skutecznych ewolucyjnych wyszukiwań.

Przedstawiliśmy to w wielu artykułach teoretycznych publikowanych w takich czasopismach, jak „Journal of Advanced Computational Intelligence” i „Intelligent Informatics”. Pokazaliśmy to także w różnych artykułach aplikacyjnych. Analizujemy w nich konkretne scenariusze obliczeniowe zaproponowane przez ewolucjonistów (takie jak Avida czy Tierra) i wskazujemy, gdzie jest wstawiana (a nie generowana od zera) informacja niezbędna do funkcjonowania tych scenariuszy. Nasze wyniki przedstawiliśmy również w standardowych obszarach aktywności inżynieryjnej, takich jak czasopisma i konferencje IEEE [Institute of Electrical and Electronics Engineers − Instytut Inżynierii Elektrycznej i Elektronicznej]. W sumie opublikowaliśmy ponad dwadzieścia artykułów związanych z kwestią zachowania informacji, wiele z nich w recenzowanych czasopismach, a resztę w formie materiałów pokonferencyjnych.

Wnioski ewolucyjnej informatyki stanowią jak dotąd największe teoretyczne wyzwanie rzucone darwinowskiej ewolucji przez teorię inteligentnego projektu. Nasze wyniki spotkały się z pewnym zainteresowaniem, ale darwiniści wyraźnie je ignorują. Według mnie (a mam na to pewne uzasadnienia) powodem owego braku zainteresowania darwinistów jest to, że nasze metody nie dają im żadnego pola manewru. Nie twierdzimy, że ewolucja nie zachodzi. Nie mówimy też, że darwinowski mechanizm ewolucji nie jest skuteczny. Utrzymujemy, że nawet jeśli ewolucja zachodzi i zachodzi na sposób darwinowski, to i tak wymaga ona źródła informacji, leżącego poza zasięgiem niekierowanych mechanizmów ewolucyjnych. A teraz odrobina ironii. Jeff Shallit, mój profesor algorytmicznej teorii liczb na Uniwersytecie w Chicago, spędził większą część swego urlopu naukowego polując na błędy w mojej książce z 2002 roku Nic za darmo. Trzeba przyznać, że znalazł kilka mankamentów (żadnych poważnych), takich jak liczbowe pomyłki w obliczeniach prawdopodobieństw. Jednak ich poprawiona wersja nadal mieściła się w ustalonym przeze mnie uniwersalnym zakresie prawdopodobieństwa, nie wpływając tym samym na trafność mojego argumentu. Jeszcze kiedy Shallit był na urlopie, zadzwonił do mnie ni stąd, ni zowąd i nakłonił mnie do spisania bardziej szczegółowego, matematycznego rozwinięcia moich idei z Nic za darmo, i zgłoszenia ich do publikacji w czasopismach technicznych.

I tak też uczyniłem w czasie pracy z Bobem Marksem. Ale kiedy przedstawiłem Shallitowi niektóre z tych nowszych prac na temat informatyki ewolucyjnej, odpowiedział mi w mailu, że nawet nie zamierza ich przeglądać, ponieważ jego zdaniem nie odpowiedziałem dostatecznie na jego wcześniejszą krytykę. Moja biografia w Wikipedii zawiera informacje o tym, że Shallit mnie skrytykował. Jednak nie znalazłem tam niczego o moich ostatnich publikacjach dotyczących informatyki ewolucyjnej ani też na temat znaczenia tego przedsięwzięcia. Wspomina się tam jedynie o moich związkach z laboratorium i o tym, jak moje nowe miejsce pracy zostało odprawione z kwitkiem przez Baylor University. Próbowałem poprawić kilka punktów mojej biografii w Wikipedii. Zawsze na próżno. Wikipedia z wielu powodów jest świetnym wynalazkiem, ale jeśli chodzi o kontrowersyjne tematy, którymi zajmują się edytorzy z uprzedzeniami, bywa do niczego.

Choć wydaje się, że efekty naszych prac nad informatyką ewolucyjną są ignorowane, to zastanawiam się, czy w rzeczywistości nie są one traktowane poważnie. Nie wspomina się o nich oficjalnie po to, by nie zyskały na znaczeniu po prostu przez to, że ciągle się o nich mówi (w tym wypadku akurat przywoływaliby je krytycy). Zetknąłem się z tym już wcześniej. Dla przykładu, Robert Pennock w opublikowanym w „Nature” artykule, mającym rzekomo pokazywać, jak w symulacji komputerowej na platformie Avida procesy ewolucyjne mogą budować złożone struktury i funkcje, pomija wszelkie odniesienia do prac Behe’ego nad teorią inteligentnego projektu.

A jednak we współredagowanej z Michaelem Ruse’em mojej antologii z 2004 roku zatytułowanej Debating Design: From Darwin to DNA [Debatując o projekcie. Od Darwina do DNA]4, a wydanej przez Cambridge University Press − Pennock, który napisał do niej artykuł, chełpi się, że jego prace obalają argumenty Behe’ego. Dlaczego nie zaznaczył tego w swoim artykule w „Nature”? Najprawdopodobniej dlatego, że cytowanie Behe’ego zapewniłoby temu ostatniemu kolejną wzmiankę w indeksie cytowań naukowych, a tym samym jeszcze bardziej uwierzytelniłoby jego wysiłki na rzecz rozwoju teorii inteligentnego projektu. To samo dostrzegłem w stosunku do moich badań. Stanowią one wyraźne tło dla niektórych dyskusji naukowych, ale nie są cytowane po to, by ich nie uwierzytelniać.

Kolejnym powodem, który przekonuje mnie, że te badania nie przeszły bez echa, jest to, że kiedy badania w Evolutionary Informatics Lab zaczęły nabierać rozpędu (strona z listą publikacji wygląda dziś całkiem imponująco), ośrodek prowadzony przez Pennocka Digital Evolution Lab, czyli Michigan State University, otrzymał w 2010 roku ogromną dotację z National Science Foundation w wysokości 25 milionów dolarów na rozwój programu BEACON (Bio-computational Evolution in Action CONsortium)5. Podejrzewam, że jednym z powodów, który skłonił NSF do sfinansowania z naszych podatków tego bezsensownego pomysłu, jest zagrożenie dla teorii darwinowskiej ewolucji stwarzane przez Evolutionary Informatics Lab.

Zgrabne podsumowanie prac Evolutionary Informatics Lab – dotyczących zachowania informacji, teoretycznego wyniku, który leży w centrum większości naszych badań – można znaleźć w wykładzie, który wygłosiłem na Uniwersytecie w Chicago w 2014 roku na zaproszenie mojego niegdysiejszego konsultanta w kwestiach fizyki, Lea Kadanoffa. Zapowiada on moje wystąpienie. Niestety, był to ostatni raz, kiedy go widziałem, bo zmarł rok później.

Pełne omówienie informatyki ewolucyjnej w jednym miejscu można znaleźć w mojej książce z 2017 roku napisanej wraz z Robertem Marksem i Winstonem Ewertem, zatytułowanej Introduction to Evolutionary Informatics [Wprowadzenie do informatyki ewolucyjnej]6 (opublikowanej przez World Scientific).

William A. Dembski, James Barham

— Koniec części trzeciej—

 

Oryginał: Bill Dembski Interview, billdembski.com, August 6, 2019 [dostęp 14 VII 2021].

 

Przekład z języka angielskiego: Krystian Brzeski

Ostatnia aktualizacja strony: 04.08.2021

Przypisy

  1. Dokument Bena Steina Expelled: No Intelligence Allowed to film o tłumieniu akademickiej wolności słowa, o tym, jak na amerykańskich uniwersytetach traktowani są zwolennicy teorii inteligentnego projektu. Film obecnie dostępny jest na YouTubie: https://www.youtube.com/watch?v=V5EPymcWp-g (przyp. red.).
  2. Por. The Nature of Nature: Examining the Role of Naturalism in Science, ed. B. Gordon, W.A. Dembski, ISI Books, Wilmington 2011.
  3. Endowed chair (endowed professorship) jest stanowiskiem opłacanym ze specjalnie do tego celu utworzonego funduszu. Dofinansowanie takie zwykle pokrywa pensję, badania, diety na podróże i inne związane z tym stanowiskiem koszty.
  4. W.A. Dembski, M. Ruse, Debating Design: From Darwin to DNA, Cambridge University Pres, Cambridge 2004.
  5. „Bio-computational Evolution in Action CONsortium”: https://beacon-center.org/.
  6. Por. R.J. Marks II, W.A. Dembski, W. Ewert, Introduction to Evolutionary Informatics, World Scientific Publishing Co., Singapore 2017.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *



Najnowsze wpisy

Najczęściej oglądane wpisy

Wybrane tagi